poniedziałek, 10 grudnia 2012

O dobrych i złych praktykach zmiany regulaminów w bankach

Naszła mnie pewna refleksja związana z praktyką zmiany regulaminów różnych usług świadczonych przez banki. Otóż prawda jest taka, że tych regulaminów mało kto czyta, ale jak już przez nie przebrnie to po jakimś czasie ulegają one zmianie. Zmiany są naturalne, wszystko wokół się zmienia i trudno mieć pretensje o to do banku. Pretensje mozna jednak mieć za sposób wprowadzania takich zmian. 

Nie chodzi mi tu jednak o termin, czy sposób poinformowania o zmianach, choć i z tym niektóre banki miewają problemy. Chodzi raczej o pewne dobre i złe praktyki odnośnie informacji o tym co zostało zmienione.

Przykładowo. W najbliższym czasie ulegnie zmianie regulamin mBanku dotyczący Supermarketu Funduszy Inwestycyjnych. Bank ogłosił to na swoich stronach i wszystko fajnie. Napisali, co ulega zmianie ("Modyfikacja związane są z wprowadzeniem możliwości zawierania umów o produkty inwestycyjne w formie elektronicznej.") - chwali się. Podpięli nawet dla porównania starą i nową wersję regulaminu, też nieźle.

Tylko, że konia z rzędem temu, kto wychwyci te zmiany w tekście. Sam tekst starego regulaminu ma osiem stron, a nowego dziesięć stron. Dodatkowo treść została przeredagowana, tak, że widać, że zmiany nie polegały tylko na modyfikacji jednego akapitu. Gdyby ktoś chciał całkowicie świadomie zdecydować czy akceptuje nowy regulamin powinien wydrukować oba i porównać punkt po punkcie treść (bo nie brzmienie) zapisów i wtedy zdecydować. Zajmie to z pół godziny co najmniej. 

To jest ta zła praktyka. Bo dużo wygodniej dla klienta byłoby zaznaczyć w tekście zmienioną treść np. czerwonym kolorem. Byłoby dużo czytelniej, a jaki zysk wizerunkowy? Przecież nie rodziłyby się wtedy żadne podejrzenia, że przy okazji mało istotnych zmian bank chce nas na coś naciągnąć...
-->