środa, 26 sierpnia 2015

Beknięcie chińskiego smoka?

Wakacje się kończą, jeszcze parę dni i początek roku szkolnego, wracamy do „normalności” – czas może zatem zerknąć za siebie, co też wydarzyło się kiedy prażyliśmy się na plaży. 

Otóż mijający miesiąc jest bezsprzecznie miesiącem kiedy oczy większości inwestorskiego świata skierowane były na Chiny. Tematem nagłówków większości gazet z ostatniego tygodnia jest krach na giełdzie w Szanghaju. Spadki odbiły się rykoszetem na giełdach całego świata i nie ominęły GPW. Nie ma się jednak co dziwić, spadek kilka dni z rzędu o kilkanaście procent to nie jest coś co inwestorzy lubią najbardziej. Wielu popularnym komentatorom i tak zwanym mediom głównego nurtu umyka jednak jeden dosyć istotny szczegół. Bańka na giełdzie chińskiej rosła od dawna i wiadomo było że prędzej czy później pęknie. Niektóry przed tym ostrzegali, ale… nie słychać ich było może dosyć wyraźnie? 

Rzecz w tym, że rynki finansowe kierują się przede wszystkim emocjami. Kiedy rynek rośnie wszystkim, z wyjątkiem niewielu, wydaje się, że będzie rósł zawsze i do nieba. Kiedy zaczyna spadać… puszczają zwieracze. 

 

Gdyby jednak było to tylko i wyłącznie ograniczone do rynku giełdy, która i tak obraca wirtualnymi wykreowanymi z powietrza miliardami i derywatami jeszcze bardziej wirtualnymi niż to o co są oparte – nie byłoby z tym szaleństwem takiego problemu. 

Problem polega jednak na tym, że we współczesnym świecie panuje swego rodzaju dyktatura giełdy. Ruchy na rynkach finansowych śledzone są nie tylko przez inwestorów, ale także polityków, którzy przymuszając rzesze ludzi do przystąpienia do programów emerytalnych, obiecali im złote góry – bo giełda zawsze idzie w górę. Poza tym, gdyby ci sami politycy nie zadłużali się, tak jakby miało nie być jutra, nie musieliby śledzić co rano na ile rynek wycenia ich obligacje. Nie musieliby negocjować z bankami rolowania kolejnego długu, na pokrycie deficytu i nie daliby sobie przyłożyć do skroni pistoletu instytucjom finansowym, grożącym że „są zbyt duże by upaść” i wyciągającym rękę po rządowy bailout. 

Dyktatura giełdy ma miejsce też w Chinach gdzie władze za pomocą także administracyjnych nakazów i zakazów, centralnie planowanej polityki, próbowały powstrzymać falę paniki. Teraz, oprócz obniżenia stóp procentowych (co akurat należałoby zaliczyć do narzędzi klasycznej polityki), zabrały się za cenzurowanie informacji o spadkach na giełdzie. Taki chiński smaczek. 

No właśnie, w odpowiedzi na dane o chińskim spowolnieniu Ludowy Bank Chin ściął stopy procentowe, zdewaluował też walutę aby poprawić konkurencyjność gospodarki (czym wykonał ruch w grze walutowych wojen – o czym dalej). Chiński smok był przegrzany już parę lat temu, ale z drugiej strony w Chinach drzemią potężne pokłady niewykorzystanego potencjału do wzrostu. Ludowy Bank Chin gra jeszcze w dwie gry, choć to pewnie inne symultaniczne partie tej samej rozgrywki. Oprócz tej w której chodzi o rynek wewnętrzny, są jeszcze gry ustawione na zewnątrz. Obie dotyczą chińskiej waluty, a w jednej pionki są ze złota. 

14 sierpnia Bank chin ogłosił kolejne zwiększenie zasobów złota w lipcu o kolejne 19 ton tj. 1,1%. Poprzednio, po sześciu latach milczenia Chiny ogłosiły, że zwiększyły swoje rezerwy złota o 604 tony. W lipcu (co ogłoszono z miesięcznym poślizgiem) zwiększyły zasoby o kolejne 19 ton. 

Pogłoski od dawna mówiły, że Chiny mają więcej złota niż raportują. Zwiększenie w ciągu miesiąca o 19 ton może być po prostu zwykłym przeksięgowaniem z zasobu rezerw nieraportowanych do tych raportowanych oficjalnie. 19 ton to więcej niż średni miesięczny wzrost w poprzednich sześciu latach (oficjalnie wg. statystyk 8,4 tony miesięcznie). Skoro tak to Chińczycy wysyłają poważny komunikat – „mówimy serio o złocie i serio zwiększamy rezerwy… nawet nie wiecie jak bardzo serio”. 

Nie jest wykluczone, że Chiny zaczną teraz co miesiąc podawać komunikat o zwiększeniu zasobów złota. Jednym z zarzutów stawianych przeciw nim, w procesie umiędzynarodowiania Juana było to, że nie dostatecznie często i transparentnie raportują swoje rezerwy walutowe. No to chiński smok odsapną – „no to macie”. Warto pamiętać, że oficjalnie raportowane rezerwy dotyczą tylko Ludowego Banku Chin. Rezerwy złota gromadziły także inne państwowe fundusze inwestycyjne, takie jak: State Administration of Foreign Exchange (SAFE) i China Investment Corporation (CIC). 

Chiny antycypują nadchodzącą zmianę globalnego paradygmatu walutowego i grają na wzmocnienie własnej siły przetargowej w negocjacjach zmierzających do włączenia Renminbi w koszyk SDRów. Obecnie w skład koszyka wyznaczającego wartość Specjalnych Praw Ciągnienia (SDR) Wchodzą Gra toczy się w USD 41,9%, EUR 37,4%, JPY 9,4%, GBP 11,3%. Nie ma tam zatem żadnej z waluty wschodzących krajów Azji, a Zdecydowaną większość stanowią waluty zadłużonego zachodu Dolar, Auro i Funt. To odzwierciedlenie zimnowojennego porządku, ale na dzisiejsze czasy zupełnie nie przystające do rzeczywistości. Słusznie więc Chiny grają aby znaleźć się w nowym poszerzonym gronie. Przeciw sobie maja jednak starą gwardię, niechętną do utraty swojej pozycji. 

19 sierpnia MFW postanowił, że nie włączy Juana do koszyka SDR przynajmniej do września 2016 (koszyk pozostanie niezmieniony przez rok). Nie ma oficjalnego potwierdzenia, że yuan zostanie wtedy włączony do koszyka SDR. Może się to jednak wydarzyć podczas posiedzenia MFW w październiku. Chinom to się raczej nie spodobało. 

11 sierpnia nastąpiła dewaluacja Juana - niektórzy twierdzą, że bo Chińczycy musieli już wiedzieć co się święci. Ludowy bank Chiny obniżył referencyjny kurs do dolara o 1,9% i zmienił zasady ustalania kursu odniesienia. Dewaluacja uderza przede wszystkim w największe gospodarki wchodzące w skład SDR. Planuje się też powolne uwolnienie kursu Juana. 

Chiny grają w dużą grę przy światowym stoliku. Chińscy gracze to urodzeni hazardziści, ale też bezwzględni jeżeli chodzi o robienie interesów. Mają też znacznie mniej związane ręce jeżeli chodzi o kwestie polityczne. W nadchodzących latach stawiałbym na chińskiego smoka, nie tyle jeśli chodzi o inwestowanie swoich pieniędzy w Państw Środka (bo mam przeczucie, że Chińczycy ograją nas jeszcze nie raz), ale w sensie takim, że z nadchodzącego tumultu na rynkach finansowych i walutowych, Chiny wyjdą z tarczą.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.

-->