czwartek, 31 grudnia 2015

Prognozy na 2016 rok

Niedawno spisałem podsumowanie z wpisów na bogu i wydarzeń mijającego roku. Dziś postanowiłem przyglądnąć się prognozom jakie stawiane są na rok 2016. 

Prognoza Stratfor na 2016 rok wskazuje na zagrożenia związane z napływem imigrantów do Europy i przewiduje, że trzeba będzie przywyknąć do ograniczeń na granicach. Można spodziewać się nadal taniej ropy, ze względy na napływ nowej ropy z Iranu i dalsze pompowanie przez Saudyjczyków chcących utrzymać udział w rynku. Chiny będą borykały się z koniecznością reform i podtrzymania wzrostu przy jednoczesnym utrzymaniu centralizacji władzy w Partii.

Z kolei prognozy ekspertów odpytywanych przez dziennik.pl wskazują, że ropa może podrożeć w 2016 roku podobnie jak akcje na giełdzie w Warszawie. O ile co do akcji (które mocno zostały przecenione w 2015 roku) jestem w stanie w te prognozy wierzyć, o tyle co do ropy jednak skłaniałbym się ku prognozom Stratforu.

Z kolei z prognoz przygotowanych dla Polski przez BofA Merrill Lynch na 2016 rok wynika, że mamy szansę na wzrost gospodarczy rzędu 3,5%. Wskazują jednak na ryzyka związane z poczynaniami nowego rządu, który swoimi działaniami może podkopać zaufanie inwestorów. jeżeli chodzi o stopy procentowe to prognozy są takie, ze będą jeszcze obniżone. BofA Merrill Lynch prognozuje także umocnienie kursu złotego do euro z dzisiejszego poziomu około 4,25 do około 4,10 na koniec 2016 roku.

Prognozy przygotowane dla Forbesa wskazują, że jeżeli dojdzie do realizacji zapowiedzi socjalnych obecnego rządu, to pobudzi to wzrost konsumpcji i przełoży się na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Ciążyć nam jednak może sytuacja na rynku międzynarodowym, gdzie osłabienie w Chinach wpłynie między innymi na gospodarkę Niemiec, które są znaczącym odbiorcą naszego eksportu. Mimo to ponad połowa ankietowanych przez „Forbesa” ekonomistów przewiduje wzrost polskiego PKB w 2016 roku w przedziale 3,5–3,9 procent.

Jeżeli chodzi o rynki międzynarodowe, to jak wskazuje portal inwestycje.pl kluczowe znaczenie będzie miał cykl podwyżek stóp w USA. Analitycy TFI Capital Partners przewidują wysoką zmienność rynków, która może nastąpić gdyż "jednocześnie z zacieśnianiem polityki monetarnej przez Fed następuje luzowanie tejże polityki, wykonywane przez inne banki centralne: europejski, chiński i japoński. Wydaje się, że w takim przypadku trudniej wskazać jednoznaczny kierunek potencjalnych zmian i należy być gotowym na zwiększoną zmienność.". Wskazują też na zagrożenie ostatecznym demontażem OFE i radzą unikać spółek w których OFE mają istotne zaangażowanie.

Na koniec jeśli chodzi o najmniej prawdopodobne i najbardziej szalone prognozy, które zwykle publikuje Saxo Bank, to (wybrałem kilka):
  • umocnienie EUR do USD (moim zdaniem średnio prawdopodobne),
  • umocnienie rubla o 20% wywołane wzrostem popytu na ropę (moim zdaniem skrajnie nieprawdopodobne - pamietajmy że osłabienie w Chinach zmniejsza popyt na ropę, Arabowie pompują jak szaleni a na rynek wpływa ropa z Iranu któremu cofnięto sankcje),
  • wzrost cen ropy wywołany zamieszaniem w OPEC (według mnie średnio prawdopodobne, a jeżeli już to pod koniec 2016, poza tym na ceny ropy wpłynie także średni światowy popyt),
  • wzrost cen srebra wywołany wzrostem popytu na panele fotowoltaiczne (wg. mnie prawdopodobne ale niekoniecznie w skali 33% prognozowanej przez Saxo i raczej w dłuższym horyzoncie czasowym niż 2016 rok).

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Podsumowanie 2015

Zbliża się tradycyjny czas podsumowań, czas zerknąć wstecz i  zastanowić się co przyniósł mijający rok.

Wydarzenie, które niewątpliwie zaznaczyło się istotnie w świadomości wielu to styczniowa decyzja o uwolnienia kursu franka szwajcarskiego względem euro. Przełożyło się to na dramatyczną aprecjację franka. Ból odczuli przede wszystkim frankowi kredytobiorcy zmuszeni spłacać kredyty po cenie 30% wyższej niż dzień wcześniej.Niestety proroctwa o tym, że szwajcarska gospodarka się udusi przy takim kursie waluty - nie sprawdziły się. Niestety (dla kredytobiorców we franku) szwajcarska gospodarka się trzyma.

Począwszy od lutego popełniłem na blogu cykl wpisów na temat ksiąg wieczystych. Wierzę że wpisy te mogą zawierać przydatną dla Was wiedze, dlatego też warto je przypomnieć:

Drugi cykl wpisów, który ukazywał się na blogu to "Złote ciekawostki i tajemnice" o których większość czytelników już zapewne wie. Na odpowiedniej podstronie bloga można znaleźć odnośniki do wszystkich artykułów, które ukazały się w sieci, a dla czytelników newslettera dostępne jest jeszcze więcej włącznie z ilustrowanym e-bookiem.

Temat inwestowania w złoto jest niewyczerpany. Z innych wpisów, które na ten temat zostały popełnione przytoczę (co szczególnie może zainteresować nowych czytelników) następujące:
Inny temat, który jak zauważyłem także cieszy się niesłabnącą popularnością wśród czytelników to artykuł, który napisałem w marcu - Ile kosztuje wynajem skrytki bankowej?

Powstały także dwa artykuły na temat kredytów studenckich, jeśli ktoś jest zainteresowany zapraszam do lektury:
Zastanawiałem się także nad fundamentalnymi pytaniami dla światowej gospodarki - czy pogoń za zyskiem doprowadzi nas do celu czy też do pęknięcia kolejnej bańki? Czy nie jest tak, że nadmierna swoboda przepływu kapitałów de facto może prowadzić do autodestrukcji? A to wszystko w kontekście handlu walutami na forex i jego olbrzymiej zmienności, na której niestety 80% uczestników rynku traci.

Dodatkowo na koniec - gdyby ktoś szukał czegoś interesującego do poczytania to macie tutaj zebrane w jednym artykule linki do recenzji książek, które ukazały się na blogu. Gdyby Wam się zaś nudziło i chcielibyście coś obejrzeć, to zapraszam na stronę z filmami dokumentalnymi, jest tam już ich ponad sześćdziesiąt, na pewno każdy znajdzie coś interesującego.


środa, 23 grudnia 2015

James Rickards - "Currency Wars" - lektura na Święta - recenzja książki


Jestem właśnie świeżo po lekturze książki Jima Rickardsa "Currency Wars". Książkę czytałem w wersji angielskiej, nie wiem czy istnieje polska wersja.

Pamiętacie co pisałem o globalnych wojnach ekonomicznych? To właśnie przypomniało mi się kiedy czytałem pierwszy rozdział o symulacyjnej grze wojennej, którą w 2009 przeprowadził Pentagon. Obejmowała ona właśnie... wojnę walutową.

Czytało się tę książkę  w sposób interesujący. Rzadko spotyka się spojrzenie na świat otaczającej nas gospodarki właśnie w kategoriach rywalizacji wojennej. Biznesowej owszem, ale przecież właśnie konflikty mogą być toczone za pomocą różnych narzędzi i Rickards próbuje nas przekonać do tego aby zmienić swój sposób myślenia. Inna teza tej książki to to, że globalny reset systemu finansowego jest nieunikniony, a zmierzch dolara jaki znamy pewny... 

Co uderzyło mnie z tej książki jeszcze, to spostrzeżenie zaszyte między wierszami, a potwierdzające tezę z książki "Następna dekada" Georga Friedmana że Amerykanie nie postrzegają Europy jako globalnego gracza. To się z resztą teraz potwierdza w praktyce. Kryzys ukraiński dowiódł, że Europa jest zbyt podzielona, żeby stanowić jednolity front. także Rosja nie postrzega Europy jako jednego gracza.

Mamy w tej książce także historię kilku kolejnych wojen walutowych: globalnej dewaluacji najważniejszych walut w latach 1921-1936, rozpad systemu z Bretton Woods i wydarzeń późniejszych aż do 1987, a także wojnę która rozpoczęła się a 2010 po kryzysie z 2008

Bardzo obrazowo i przystępnie scharakteryzowany jest  projekt strefy euro i kryzys długu w Europie w latach 2011 i późniejszych. W bardzo ciekawy sposób wypunktowana jest też rola i intencje Niemiec względem euro, którego zewnętrzna słabość daje niemieckim eksporterom przewagę. Wskazuje także na rolę i intencje Chin jako ważnego partnera handlowego Europy, któremu z olei zależy na mocnym euro i stabilności całej strefy jako rynku zbytu swych towarów.

Bardzo interesująco czytało mi się opis wojny walutowej między USA i Chinami w latach 2010, która z resztą dalej trwa. jesteśmy w kolejnej rundzie tego długiego bokserskiego pojedynku. To co Rickards opisuje, i jak charakteryzuje relacje pomiędzy gospodarką Chin i USA pozwala zrozumieć to co dzieje się dziś. Pozwala także zrozumieć poboczne efekty tej wony walutowej jakimi były i są nadal problemy pozostałości tzw. "Arabskiej Wiosny".

Czytając tę książkę, nie przestawałem wracać myślami do mojego wpisu o wojnach ekonomicznych. to o czym pisze Rickards to opis wojen ekonomicznych (on nazywa je wojnami walutowymi), które toczą się na naszych oczach - choć przeciętny tłum ich nie widzi.

W drugiej części książki ciekawe były rozważania dotyczące teorii złożoności. Są one zbieżne z moimi własnymi przemyśleniami na temat krytyczności systemów złożonych i ich cech, które powodują, że w pewnych przypadkach prawdopodobieństwo i skutki kolapsu złożonego systemu mogą rosnąć gwałtownie i w sposób trudny do przewidzenia, z wykorzystaniem tradycyjnych modeli. Postrzeganie systemów finansowych, jako układów złożonych, które mogą być w stanie pod-krytycznym, by w wyniku minimalnych zmian, któregoś z parametrów układu, znaleźć się w stanie super-krytycznym i podatnym na kolaps - takie postrzeganie systemów finansowych (czy to są rynki, wielkie korporacje, banki, czy całe gospodarki) - pozwala dostrzec istotne czynniki ryzyka, które w tradycyjnych modelach makroekonomicznych są zaniedbywane.

Inna interesująca koncepcja, na którą natrafiłem w tej książce i która również odpowiada moim wcześniejszym przemyśleniom, jest koncepcja pieniądza jako ekwiwalentu energii. W dużym skrócie pieniądz reprezentuje pewien ekwiwalent energetyczny, który uzyskamy kiedy go wymienimy na jakiś towar lub pracę. Realną wartość pieniądza można i należałoby mierzyć ilością energii, na która można wymienić daną jednostkę monetarną. W tej koncepcji mierzenie realnej wartości pieniądza, koncepcja inflacji i deflacji, w odniesieniu do ekwiwalentu energetycznego zaszytego w jednostce pieniężnej, nabierają innego znaczenia.


A znalazłem w tej książce też coś o imigrantach co pasuje do naszych czasów -widać, że  historia się powtarza. Na podstawie badań Taintera nad upadkami cywilizacji (str. 143) dla czytających po angielsku:
"In this theory of diminishing returns, Tainter finds the explanatory variable for civilizational collapse. More traditional historians have pointed to factors such as earthquakes, droughts or barbarian invasions, but Tainter shows that civilizations that were finally brought down by barbarians had repelled barbarians many times before and civilizations that were destroyed by earthquakes had rebuilt from earthquakes many times before. What matters in the end is not the invasion or the earthquake, but the response. Societies that are not overtaxed or overburdened can respond vigorously to a crisis and rebuild after disaster, while those that are overtaxed and overburdened may simply give up. When the barbarians finally overran the Roman Empire, they did not encounter resistance from the farmers; instead they were met with open arms. The farmers had suffered for centuries from Roman policies of debased currency and heavy taxation with little in return, so to their minds the barbarians could not possibly be worse than Rome. In fact, because the barbarians were operating at a considerably less complex level than the Roman Empire, they were able to offer farmers basic protections at a very low cost."

W dużym skrócie - imperia upadają nie dlatego, że nie radzą sobie z zewnętrznymi przeciwnościami. Wielokrotnie wcześniej upadające cywilizacje pokonywały takie same przeciwności. Cywilizacje i imperia upadają pod własnym ciężarem w wyniku problemów wewnętrznych, które powodują, że zewnętrzne zagrożenie tylko przewraca pustą w środku konstrukcję, której nikt nie ma ochoty bronić... to tak na czasie.

Miłej lektury.

PS. Update z 28.12.2015 - dla "nieczytających" jest nagrana na Youtube wersja Audio tejże książki, można ją odsłuchać w poniższych filmikach.

Część 1

Część 2

Część 3

Część 4

Część 5

Część 6

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Co to jest Bitcoin i z czym to się je?

Ci którzy czytają bloga od jakiegoś czasu, zapewne wiedzą że w przeszłości popełniłem kilka wpisów na temat Bitcoina. Moje nastawienie jest raczej ostrożne. Ostatnio jednak poza teoretycznymi dywagacjami zacząłem zgłębiać temat trochę bardziej praktycznie. Efektem tego będzie cykl wpisów, w którym chciałbym zebrać swoje przemyślenia na temat tego zjawiska jakim jest Bitcoin.


Po pierwsze warto byłoby jednak na łamach tego bloga wyjaśnić co to jest Bitcoin. Nie chcę wgłębiać się zbyt głęboko w kwestie techniczne, myślę że chętni i bardziej zaawansowani sami dotrą do materiałów na ten temat rozsianych w sieci. Obserwowanie i rozważania na temat Bitcoina i rozwoju związanego z nim rynku, sieci, systemów rozliczeń, jego akceptacji i problemów które stają mu na przeszkodzie – nie ukrywam, że jest to fascynujące zagadnienie. W oparciu o technologię Bitcoina powstało już szereg bardzo innowacyjnych koncepcji programistycznych, które w świecie finansów mogą rozwiązać szereg problemów zupełnie nie związanych z walutami i systemem bankowym. Abstrahując od tego czy w przyszłości Bitcoin będzie używany powszechnie, to samo analizowanie i rozważanie tego w jaki sposób powstał, działa, jak jest skonstruowany i jakie koncepcje obejmuje – to samo w sobie jest interesującym studium.

 

Co to jest Bitcoin?

Bitcoin (skrót BTC) został pomyślany jako rodzaj waluty, narzędzie do rozliczania się i dokonywania płatności. Nie ma jednak formy materialnej, istnieje wyłącznie w formie zapisu komputerowego w sieci „rozpiętej” pomiędzy użytkownikami, którzy z niego korzystają. Działa to w ten sposób, że komputery użytkowników wymieniają się między sobą zaszyfrowanymi informacjami dotyczącymi przeprowadzonych transakcji. Informacje te łączone są między sobą w sposób kryptograficzny tworząc tak zwany „łańcuch bloków”. W tym łańcuchu zapisane są wszystkie transakcje od początku istnienia tej wirtualnej waluty.

Bitcoin jest zatem rodzajem zapisu komputerowego, zabezpieczonego w sposób kryptograficzny, który w sposób jednoznaczny i niezaprzeczalny może zostać przypisany do jakiejś transakcji i do konkretnego adresu. Adres jest tymczasem rodzajem wirtualnego konta czy raczej przegródki w portmonetce, w której możemy przechowywać swoje „monety”.

Bitcoin dzieli się na bardzo wiele części, zatem można wykorzystać do płatności nawet niewielkie części ułamkowe. Dzięki temu, nawet pomimo tego, że jeden bitcoin może kosztować wiele to można kupić i wykorzystać tylko jakąś ułamkową część.

Bitcoin istnieje zatem dzięki mocy obliczeniowej komputerów spiętych w sieć, istnieje w formie zapisów kryptograficznych i jest tak bezpieczny jak bezpieczny jest nasz wirtualny portfel. Warto wspomnieć jeszcze o jednej cesze, która charakteryzuje ten koncept wirtualnej waluty. Jest nią uniezależnienie się od instytucji finansowych zarówno pod względem emisji pieniądza jak i rozliczania transakcji. Sieć Bitcoin tworzy monety wykonując operacje obliczeniowe służące także potwierdzaniu transakcji. Zajmują się nią węzły sieci nazywane „kopalniami”. W samym systemie zostały zaszyte pewne ograniczenia – ilość bitcoinów ma być z góry ograniczona, dzięki czemu w walutę tę został niejako wbudowany mechanizm deflacyjny – wartość monety powinna rosnąć gdyż podaż pieniądza jest z góry znana i limitowana.

 

Skąd wziąć bitcoiny?

Bitcoiny można sobie „wykopać” jeżeli tylko dysponuje się wystarczająco dużą mocą obliczeniową (od razu uprzedzę wszystkich, na domowym komputerze nie ma co próbować, trzeba do tego sprzętu za tysiące dolarów). Można jednak bitcoiny kupić. W sieci można znaleźć strony które działają jak kantory wymiany walut. Są też strony funkcjonujące na zasadach giełdy walutowej gdzie zestawiane są ze sobą zlecenia od różnych użytkowników. Można też bitcoina kupić po prostu od kogoś kto go ma.

 

Co trzeba mieć żeby z tego skorzystać?

Żeby korzystać z Bitcoina trzeba mieć specjalne oprogramowanie. Nazywa się je portfelem i służy ono do przechowywania kryptograficznych zapisów dotyczących posiadanych przez nas środków. Portfele są różne. Klasyczny, podstawowy klient łączący się z siecią Bitcoin działa w ten sposób, że potrzebuje do swojego działania pobrać z sieci kilkadziesiąt gigabajtów danych o transakcjach. Jest to najbardziej bezpieczne rozwiązanie ponieważ daje najwyższy stopień pewności dotyczących autentyczności transakcji, ale niestety uciążliwe i długotrwałe. Są jednak „portfele” które są lżejsze i mniejsze- można je zainstalować na telefonie komórkowym lub też działają na zasadzie strony WWW. Takie rozwiązania są niestety mniej bezpieczne. Niektóre z nich (te działające na zasadzie strony WWW) przechowują dane o naszych bitcoinach na serwerze i w razie jego awarii lub nieuczciwości prowadzącej stronę firmy możemy stracić nasze środki. Są też rozwiązania pośrednie, które nie udostępniają nikomu danych o naszych środkach, ale potwierdzanie transakcji realizują za pomocą serwerów zewnętrznych – to jest powiedziałbym rozwiązanie optymalne. Nie trzeba ściągać kilkudziesięciu gigabajtów danych, ale ma się pełną kontrolę nad środkami, które są przechowywane lokalnie. Lokalne przechowywanie portfela ma jednak tę wadę, że trzeba samemu dbać o kopie zapasowe – inaczej w razie awarii komputera wszystko może nam przepaść. Zupełnie jakbyśmy zgubili prawdziwy portfel z prawdziwymi pieniędzmi.

 

Do czego może służyć bitcoin?

Bitcoin jak każdy pieniądz może służyć do rozliczeń. Można go nabyć i płacić nim tam gdzie jest akceptowany. Bitcoin można też posiadać tak jak posiadamy oszczędności – jest tylko jedno ale… zmienność wartości bitcoina jest bardzo wysoka. Niektórzy uważają, że jest on w bańce spekulacyjnej. Ja uważam, że jest bardzo podatny na wszelkie ataki spekulacyjne i manipulacje (z uwagi na płytkość rynku) – to ryzyko trzeba mieć na względzie.

 

Czy Bitcoin jest anonimowy?

W sieci i niektórych mediach pojawiają się takie twierdzenia, że transakcje za pomocą bitcoinów zapewniają anonimowość. Czas rozprawić się z nieporozumieniami w tym względzie. Ponieważ rejestr wszystkich transakcji każdym bitcoinem jest jawny, to nie zapewniają one takiej anonimowości jak np. gotówka. Anonimowość może zapewnić jedynie umiejętne wykorzystanie bitcoinów. W tym celu należałoby zadbać aby nie dało się połączyć żadnej transakcji zakupu czy wykorzystania bitcoina z konkretną osobą. W przeciwnym razie wiedząc kto zakupił bitcoiny będzie wiadomo jaka jest ich droga i na co zostały wydane. Istnieją wprawdzie serwisy „miksujące” transakcje i anonimizujące je, ale… pierwsza i podstawowa rzecz polega na tym, że anonimowe zakupienie bitcoina nie jest wcale takie proste. Są serwisy ku temu (nie miejsce tu aby się o tym rozpisywać), ale w większości przypadków bitcoiny nie kupuje się anonimowo. Tak więc podsumowując, sam z siebie bitcoin nie zapewni anonimowości, jeżeli sami się o tę anonimowość nie postaramy.

 

Jak powstają bitcoiny?

Na koniec warto byłoby jeszcze wyjaśnić jak powstają bitcoiny. Otóż system jest skonstruowany w ten sposób, że aby potwierdzić dokonujące się stale transakcje komputery muszą wykonać pewne operacje kryptograficzne. Operacje te są tak skonstruowane, że wymagają dużych nakładów mocy obliczeniowej i są trudne do powtórzenia. Dzięki temu można mieć pewność, że te same bitcoiny nie zostaną wydane dwa razy. Użytkownicy, których maszyny pracują na rzecz sieci generując takie kryptograficzne potwierdzenia otrzymują w zamian „nagrodę”, za wygenerowanie każdego potwierdzonego prawidłowo bloku otrzymują pewną ilość bitcoinów. Są one generowane w ilości wyliczonej na podstawie algorytmu, który dba o to aby nie było to zbyt łatwe zadanie, ale jednocześnie opłacalne. Takich użytkowników nazywamy potocznie „górnikami” a proces generowania kryptograficznych potwierdzeń transakcji „kopaniem”.


Jak widzicie temat jest szeroki i zamierzam do niego wracać. Nie ukrywam, że próbuję bawić się i eksplorować zagadnienia Bitcoina - będę dzielił się moimi przemyśleniami na blogu.

Więcej informacji:
Filmy:


The Bitcoin Gospel [ANG]


Ten artykuł można wyszukać zadając następujące pytania:"jak działa bitcoin", "co to jest blockchain", "co to jest łańcuch bloków", "jak działa kryptowaluta", "jak zdobyć bitcoin".

wtorek, 15 grudnia 2015

Ryzyko inwestycji w czasach zerowych stóp procentowych...

Tak się zastanawiam ostatnio nad pewną kwestią związaną z występującymi na świecie praktycznie zerowymi lub ujemnymi stopami procentowymi. Dzisiaj rozpoczyna się dwudniowe posiedzenie FED, na którym podjęta zostanie decyzja czy podwyższyć stopy procentowe w USA czy nie. Zastanówmy się zatem nad implikacjami takiej decyzji.

Funkcjonowanie gospodarki w okresie zerowych stóp procentowych oznacza dostęp do bardzo taniego pieniądza. Oprocentowanie kredytów jest znacznie niższe - właśnie tym kierują się banki centralne obniżając stopy. Chcą w ten sposób pobudzić gospodarkę bo tani pieniądz to większe inwestycje i powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego. W czym więc problem? 

Problem polega na tym, że w czasach zerowych stóp dostęp do taniego pieniądza obniża czujność przy udzielaniu kredytów i podejmowaniu ryzykownych inwestycji. Inwestycja z szacowaną stopą zwrotu 3% może być fantastyczną okazją w czasach zerowych stóp, ale już gdy te stopy wzrosną to margines marży może nie starczyć na pokrycie ryzyka.

Zmierzam do tego, że zerowe lub bardzo niskie stopy procentowe podtrzymują przy życiu przedsięwzięcia i spółki, które w "normalnych" czasach nigdy nie dostałyby kredytu, albo przy droższym kredycie "nie miałyby powietrza" na ryzyko swojego biznesu. Co więc stanie się kiedy stopy wzrosną? Takie ryzykowne biznesy po odcięciu taniego paliwa zaczną się zwijać albo wręcz padną z hukiem. Jaki to będzie miało efekt dla gospodarki? Ano oczywiście spowolni, to normalne po podwyżce stóp. Problem jednak w czym innym. 

Problem w tym, że podniesienie stóp z poziomu zero nawet o niewielką ilość punktów bazowych jest znacznie bardziej odczuwalne niż podniesienie o tyle samo punktów z poziomu wyższego. Wrażliwość gospodarki na zmianę stóp jest wyższa na dole skali niż na górze. 

Dlatego też uważnie obserwowałbym co będzie się działo w gospodarkach po zmianach stóp w górę. 

A czy można to przełożyć na nasz rodzimy rynek? Też można. Mamy także sytuację historycznie niskich stóp procentowych. mamy też wiele biznesów mocno ryzykownych, które się finansują z kredytów albo obligacji korporacyjnych. Zwróciłbym szczególną uwagę na emitentów obligacji korporacyjnych, którzy oferowali zmienne stopy. Wzrost stóp w górę może być dla nich trudny do przełknięcia.

Drugi aspekt jest taki, że jeśli firma finansuje się na rynku obligacji korporacyjnych to oznacza często, że nie dostała kredytu. jeśli ktoś nie dostał kredytu w gospodarce łatwego pieniądza to znaczy, że jego biznes jest mocno ryzykowny. Pytanie jest czy ten biznes utrzyma się po podwyżce stóp.

Pytanie jest także o jakość portfela kredytowego banków, które udzielają obecnie kredytów mieszkaniowych. Pewnego dnia odsetki od tych kredytów wzrosną, nie wiadomo jak przełoży się to na ich spłacalność. To samo z resztą tyczy się kredytów konsumpcyjnych.

środa, 9 grudnia 2015

Tajemnice cyfrowego złota (artykuł przedrukowany)

Aleksander Piński "Tajemnica cyfrowego złota"


Nikt nie wie, kim jest twórca najpopularniejszej cyfrowej waluty na świecie, bitcoina. Wiadomo za to, że jest jednym z najbogatszych ludzi świata – pisze Nathaniel Popper w książce „Digital Gold: Bitcoin and the Inside Story of the Misfits and Millionaires Trying to Reinvent Money” („Cyfrowe złoto: Bitcoin i historia odmieńców i milionerów próbujących odmienić pieniądz”).
Pomysł na bitcoiny pojawił się w 2009 r. w mailu do mało popularnej grupy dyskusyjnej w internecie. Jego autorem był ktoś, kto podpisywał się Satoshi Nakamoto. Widział on bitcoin jako cyfrowy odpowiednik złota. Uniwersalny pieniądz, który może należeć do każdego i który można by wydawać na całym świecie. Podobnie jak w przypadku złota wartość bitcoina zależałaby od tego, ile ludzie chcą za niego zapłacić, a jego podaż byłaby ograniczona (nie może być ich więcej niż 21 mln). Równie trudno byłoby go podrobić.

Stworzenie cyfrowego pieniądza również wymaga pracy, tak jak wydobycie złota, z tym że tym razem wykonują ją komputery. Bitcoin pod kilkoma względami jest lepszy od kruszcu. Nie trzeba statków, by go przewieźć z Nowego Jorku do Londynu. Są też istotne różnice.

O ile każdy kawałek złota istnieje niezależnie od pozostałych, o tyle bicoiny żyją w sieci, co prawda zdecentralizowanej, ale jednak sieci. Tak samo jak strony internetowe. W obu przypadkach nie ma też nadrzędnej jednostki, która je kontroluje. Bitcoin istnieje dzięki osobom, które włączają swoje komputery i wchodzą do internetu.

Pieniądz odebrany władzy

Techniczne szczegóły tworzenia bitcoina są skomplikowane i wymagają znajomości matematyki i kryptografii, ale od samego początku jego istnienia niewielka grupa zapaleńców dbała o to, by cyfrowa waluta się rozwijała. W przeciwieństwie do dolarów czy euro nie była tworzona przez banki centralne i transferowana przez potężne instytucje finansowe. Tworzyli ją ci, którzy z niej korzystali, a nowe pieniądze były powoli dystrybuowane do tych, którzy pomagali w jego rozwoju.

Szybkiemu rozwojowi nowej waluty pomógł kryzys finansowy, który pokazał, ile wad mają obecnie stosowane na świecie systemy pieniężne. Ruchy i organizacje (takie jak Occupy Wall Street czy WikiLeaks) łączyło to, że chciały odebrać władzę uprzywilejowanym elitom i oddać ją zwykłym obywatelom. Bitcoin nadawał się do tego celu idealnie.

Paradoksalnie ci, którzy zaangażowali się w rozwój cyfrowej waluty, mogli zbić majątek.
– To jest pierwsza rzecz, którą znam, dzięki której możesz jednocześnie zmienić świat i stać się bogaty – zauważył jeden z pionierów bitcoina.

Poszukiwany przez wszystkich

Jednym z tych, którym się to udało, jest Satoshi Nakamoto. 6 marca 2014 r. „Newsweek” opublikował okładkowy artykuł zatytułowany „Twarz bitcoina: Tajemniczy człowiek odpowiedzialny za kryptowalutę”. Już wcześniej dziennikarze próbowali ustalić tożsamość twórcy cyfrowego złota, ale nikomu się to nie udało, bo Nakamoto łączył się z siecią w taki sposób, by nie można było zidentyfikować jego komputera. Reporterka „Newsweeka” utrzymywała jednak, że udało jej się rozwiązać tę zagadkę. Odnalazła człowieka, który nazywał się Dorian Nakamoto, ale w jego dokumentach imigracyjnych (przyjechał z Japonii do USA w 1959 r., miał wówczas 10 lat) podane było imię Satoshi. Ten Satoshi Nakamoto ukończył fizykę na California State Polytechnic Univerisity i przed odejściem na emeryturę zajmował się ściśle tajnymi projektami.

Mieszkał z matką i lubił modele kolejek, ale jego najstarsza córka powiedziała reporterce, że jej ojciec jest libertarianinem. Z kolei jego brat oświadczył, że Satoshi bardzo strzeże swojej prywatności, i odmówił rozmowy z dziennikarką, która przygotowywała o nim tekst. Udało się jej jednak zaskoczyć go przed jego domem. Na pytanie o bitcoina miał odpowiedzieć:
– Już nie jestem w to zaangażowany. Nie mogę o tym rozmawiać. To zostało przekazany innym ludziom. Oni się teraz tym zajmują. Nie mam z tym teraz nic wspólnego.
Kiedy jednak po opublikowaniu artykułu dziennikarze zaczęli koczować pod jego domem, wyszedł do nich i oświadczył:
– Nie zajmuje się bitcoinem. Nic nie wiem na ten temat.

Emocje sięgały zenitu, ponieważ według szacunków dziennikarzy bitcoiny w posiadaniu ich twórcy powinny mieć wartość 250 mln dol. (według kursu z czerwca 2015 r.). Ów twórca byłby więc jednym z najbogatszych ludzi świata.

Oczywiście można się było spodziewać, że pomysłodawca bitcoina, chociażby z obawy o swoje bezpieczeństwo, będzie się wypierał się jego autorstwa. W śledztwo zaangażowali się internauci i dziennikarze. Porównując sposób pisania twórcy bitcoina z jego pierwszych maili i recenzji, które fizyk zamieścił na portalu Amazon, ustalili, że twórca waluty o wiele lepiej radził sobie z językiem angielskim niż japońsko-amerykański fizyk. Co ciekawe, na liście dyskusyjnej bitcoina po raz pierwszy od 2009 r. odezwał się prawdziwy Satoshi Nakamoto. Napisał: „Nie jestem Dorianem Nakamoto”.

Kryminał walutowy

W książce zwraca uwagę rozdział, w którym autor przedstawia historię założonego przez niejakiego Rossa Ulbricha portalu Silk Road, na którym m.in. handlowano narkotykami. Było to możliwe tylko dlatego, że bitcoin pozwala na anonimowe transakcje. Twórca portalu bardzo długo skutecznie ukrywał swoją tożsamość, łącząc się z internetem tak, by uniemożliwić ustalenie adresu jego komputera. Popełnił jednak błąd, który kosztował go wolność (skazano go na dożywocie bez możliwości wyjścia na wcześniejsze warunkowe zwolnienie). Otóż pod koniec 2011 r., jeszcze zanim założył Silk Road, Ulbricht opublikował ogłoszenie o poszukiwaniu programistów do projektu związanego z bitcoinem. Podpisał się pod nim pseudonimem, z którego potem korzystał na Silk Road i podał do kontaktu swój adres mailowy z gmail.com. Co prawda później skasował to ogłoszenie, ktoś jednak na nie odpowiedział, a do odpowiedzi wkleił się jego tekst. To wystarczyło, by agent federalny odnalazł je, wpisując w wyszukiwarce internetowej pseudonim Ulbirchta z Silk Road.

Nathaniel Popper jest reporterem „The New York Times” i to widać w książce. Pod względem konstrukcji przypomina trochę publikację Michaela Lewisa „Błyskotliwi chłopcy. Rewolta na Wall Street”. Obie książki opisują trudne do zrozumienia przez laików zjawiska od strony ludzi zaangażowanych w ich tworzenie i rozwijanie. Dostajemy soczysty, pełen szczegółów reportaż z życia osobistego bohaterów, a między wierszami przemycana jest wiedza o tym, jak działa wirtualna waluta. Jest to więc propozycja dla każdego, kto chciałby wiedzieć więcej na temat bitcoina, a przy okazji przeczytać ciekawą historię o tworzących go ludziach. Jedyną wadą publikacji jest to, że choć została wydana kilka miesięcy temu, szybko się dezaktualizuje. Warto więc regularnie uzupełniać wiedzę o bitcoinie w internecie.
www.obserwatorfinansowy.pl/otwarta-licencja.

Artykuł jest przedrukiem z portalu obserwatorfinansowy.pl dostępnym na zasadach otwartej licencji.

wtorek, 8 grudnia 2015

Chiny nie zaprzestają doładowywać złota do skarbca

Zgodnie z najnowszymi doniesieniami Reutersa Chiny w listopadzie zwiększyły posiadany zasób rezerw złota o prawdopodobnie około 21 ton. Gdyby te informacje się potwierdziły byłby to największy miesięczny zakup złota od czerwca kiedy po sześciu latach przerwy Chiny zaktualizowały wartość oficjalnych rezerw złota i zaczęły raportować co miesiąc ich wysokość.

Prawdopodobnie Chiny korzystają na tym, że przy umacniającym się dolarze ceny złota wyrażone w tej walucie spadają, co stanowi dogodną okazję aby zamieniać swoje dolarowe rezerwy na żółty metal. 

Gra w która grają Chińczycy jest globalna. Włączenie Juana do koszyka SDR o którym pisałem niedawno, będzie miało miejsce pod koniec przyszłego roku. Nie zdziwiłbym się gdyby Chiny konsekwentnie zwiększały udział złota w swoich rezerwach grając na wzmocnienie pozycji własnej waluty a w dalszym horyzoncie na detronizację dolara.


niedziela, 6 grudnia 2015

No i typy na wybór spólek z GPW poszly w piach...

W ubiegłym tygodniu zastanawiałem się jakie spółki z państwowego portfela rokują pod kątem ewentualnego zakupu. Niestety okazało się, że rzeczywistość dosyć brutalnie zweryfikowała moje oczekiwania. Zamieszanie wprowadzone prze nowy rząd i niepewność co do sytuacji rynkowej i fiskalnej sprawiły gwałtowne załamanie kursów. 

Jedynie ze wszystkich wytypowanych tylko PKO jeszcze się trzyma ponad zakładanym przeze mnie poziomem obserwacji. Pisałem wtedy, że w okolicach poziomi 24-25zł może uklepywać podwójne dno. W istocie w piątek mieliśmy odbicie od poziomu 24,54zł - czy to wystarczy? Nie wydaje mi się aby ten sygnał był wystarczający do podjęcia decyzji. Ja bym jeszcze obserwował, ale szanse są. 

PZU zostało zmasakrowane. Podatek bankowy, który jak się okazało ma objąć także ubezpieczycieli, oraz odejście prezesa Klesyka to negatywne informacje dla spółki. Szans na spektakularne odbicie w tym momencie nie widzę. 

PGNiG dalej jest w locie nurkowym. Pisałem, że "Obserwowałbym jej zachowanie w okolicach poziomu 5-4,88zł kiedy dojdzie do okolic poprzedniego oporu pokonanego w marcu 2014 roku, który jest jednocześnie poziomem szczytu z października 2007. " - no cóż, obserwować sobie można. 

PHN wybił z konsolidacji dołem. Na razie nie ma co obserwować, szanse wzrostu? Chyba na razie nie. GPW - kolejny okręt opuszczany przez kapitana Może w okolicach 38-40zł pojawią się symptomy odbicia jak pisałem w poprzednim wpisie, ale... skoro zmienia się prezes to niby skąd to odbicie? Słabo. 

KGHM - przebił opór o którym pisałem na poziomie 65zł Niby potem odbił, ale jest pod presją ruchawki podatkowej, szanse na wzrost? Nie jestem przekonany. 

PKN Orlen? Obserwowałbym. Tu potencjał wzrostu jeszcze jest, ale poczekałbym na potwierdzenie, że jest trwały bo ostatnia ruchawka PKNu też nie ominęła.

A na koniec roczny wykres WIG20 - tak dla perspektywy w jakim miejscu jesteśmy...
 

środa, 2 grudnia 2015

Jakie lokaty w grudniu 2015?

W ubiegłych miesiącach nie było przeglądu lokat, tylko tydzień temu mignęła szybko informacja o Lokacie Andrzejkowej. Oferta była atrakcyjna, ale niestety ograniczona czasowo i szybko się skończyła. Tym bardziej zasadne jest przyjrzeć się rynkowi i zastanowić się a jakie lokaty warto zwrócić uwagę.

Jak zwykle na pierwszy rzut porównanie lokat z "haczykami" w postaci konieczności założenia konta, skorzystania z jakiejś innej oferty, albo po prostu wpłaty nowych środków czy bycia nowym klientem.
  • Na 1 miesiąc Bank Ochrony Środowiska proponuje 3% na "EKOlokacie bez Kantów" - lokata jest na maksimum 15 tysięcy i trzeba mieć "Konto bez Kantów" w tym banku.
  • Ciekawe oferty są na 2 miesiące:
    • Deutsche Bank proponuje 5% dla nowych klientów (dla maks 10 tyś PLN) na "db Lok@cie" przy zakładaniu konta dbNET,
    • Alior Bank daje 4% na lokacie promocyjnej (max 10 tyś PLN) też przy otwieraniu rachunku,
    • Getin Bank proponuje zaś 3,5% na "Lokacie Mobilnej" (do 10 tyś PLN) użytkownikom bankowości mobilnej (lokata dostępna dla jednego klienta jednorazowo),
  • Na 3 miesiące też jest kilka propozycji:
    • Idea Bank daje 4% na Lokacie Happy (max 10 tyś PLN) dla nowych klientów,
    • mBank proponuje lokatę "4% na wejście" (też max 10 tyś PLN) dla otwierających konto,
  • Na 6 miesięcy znowu mamy ofertę BOŚ z "EKOlokatą SUPERprocentującą" na 3% dla posiadaczy konta wpłacających nowe środki.
Jak zatem wypada zestawienie lokat bez żadnych wymogów i haczyków? Zobaczmy:
  • Na 2 miesiące mamy w Idea Banku "Lokatę Grudniową" na 2,75%,
  • Na 3 i 4 miesiące także Idea Bank daje 2,5% na "Lokacie nr 1",
  • Na 5 miesięcy mamy w Idea Banku "Lokatę Mikołajkową" na 2,8%.
Jak widać stan niskiego oprocentowania się utrzymuje. Pojawiają się nawet pogłoski, że RPP może wkrótce jeszcze obniżyć stopy - oprocentowanie lokat ma niestety szansę spaść.


-->