piątek, 28 lutego 2020

Koronawirus zbiera żniwo ... na giełdach

Wygląda na to, że do początku tego tygodnia światowi inwestorzy naiwnie liczyli, że epidemia koronawirusa, która objęła kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Chinach i uziemiła jedenastomilionowe miastu Wuhan, które wygląda jak w stanie wojennym, w jakiś magiczny sposób nie wpłynie na światową gospodarkę. Nadzieje te prysły w tym tygodniu i na fali paniki wirusowej inwestorzy zaczęli pozbywać się czego popadnie (no może oprócz akcji firm produkujących maseczki). Indeksy zaliczają rzeź.

Oczywiście obawy inwestorów są w jakiś sposób uzasadnione. Nieuzasadnione było naiwne oczekiwanie wcześniej. Wszak oczywistym jest, że zamknięcie iluś tam fabryk i wstrzymanie funkcjonowania milionów ludzi w Chinach spowoduje spadek w gospodarce. Sądzę, że odczują go wszyscy, niektórzy bezpośrednio, a inni pośrednio bo wstrzymają produkcję ze względu na zaburzenia w łańcuchach logistycznych. Także panika i nadreaktywność urzędników państwowych, którzy histeryzują zamykając szkoły czy wprowadzając kwarantannę całych miast doprowadzi do zaburzeń w gospodarce.

Branża turystyczna już obrywa. jest to drugi cios po bankructwie Thomasa Coka i kto wie jak się odbije na kondycji firm turystycznych z południa Europy. 

W 2003 roku po epidemii SARS kraje azdjatyckie straciły od 12 do 18 miliardów dolarów, a globalny wpływ makroekonomiczny tamtej epidemii sprzed 17 lat (która obyła bardzie lokalna niż obecny wybuch epidemii koronawirusa) kosztował światową gospodarkę od 30 do 100 miliardów dolarów. Obecna epidemia będzie miała zdecydowanie większy wpływ...

czwartek, 20 lutego 2020

Niektórzy mogą być zadowoleni

Patrząc na ten wykres poniżej niektórzy mogą być zadowoleni.



Jak sądzicie jakie aktywo w ciągu ostatnich dziesięciu lat dało prawie 100% zysku? Oczywiście jeżeli ktoś kupował na górce to może nie być aż tak zadowolony, ale jeżeli stosował strategię uśredniania i stopniowo dokładał do portfela...

No właśnie, jak myślicie, o czym piszę?


Oto ono:



Otóż kiedy na początku istnienia tego bloga na początku 2009 roku zacząłem pisać o złocie kosztowało ono około 3500zł za uncję. Pisałem wtedy: "Stanowi ono tak naprawdę jedyny stabilny punkt odniesienia względem walut, których podaż oparta jest na administracyjnych decyzjach a nie na obiektywnych zjawiskach gospodarczych." Dziś cena wynosi około 6300 za uncję. Ktoś kto regularnie dokupywał w zasadzie powinien być zadowolony gdyż uchroniło mu kapitał przed inflacją.

Kiedy w 2010 roku wszyscy dziennikarze pisali o gorączce złota nikt nie prognozował, że wyrażona w złotówkach jego cena osiągnie to co mamy dziś. Jedynie ci autorzy, którzy rozumieli, że dodruk pieniądza uniesie wszystkie ceny metali szlachetnych na oceanie papieru wieszczyli, że w długim terminie ceny złota będą rosnąć.

Po drodze mieliśmy górki i dołki, ale co 3500zł za uncję cena już nigdy nie wróciła.

Zwróćcie jeszcze uwagę na jeden szczegół. Dziś nikt nie mówi ani nie pisze o złocie pomimo, że jego cena w ciągu ostatniego roku wzrosła z 4600 na 6300. Po części wynika to ze szmacenia się złotówki pod rządami partii rozdawników, ale po części ze wzrostu cen z 1200 na 1600 usd za uncję. 



A złoto już było po 1800 dolarów za uncję w 2011 roku, to po ile wtedy będzie w złotówkach?

Policzcie sobie.

poniedziałek, 17 lutego 2020

Polacy próbują uciekać przed inflacją w obligacje skarbowe

Według ostatnich danych GUS inflacja w styczniu przekroczyła 4,4%. Nie ma się zatem czemu dziwić, że oszczędzający próbują za wszelką cenę ratować swój kapitał. Ofert depozytów bankowych, które pozwalałyby uciec przed inflacją nie ma. Oszczędzający rzucili się zatem na obligacje skarbowe indeksowane inflacją.

Pomimo tego, że takie obligacje ochronę przed inflacją włączają dopiero w drugim roku, popyt  na nie i tak jest największy od dekady. Po raz pierwszy w historii suma zgłoszonego popytu na 4 latki przekroczyła maksymalną wartość emisji określoną w liście emisyjnym na 1 mld zł. Konieczne było wydanie aneksu do listu inwestycyjnego zwiększającego wielkość emisji do 2 mld zł. Sprzedaż wszystkich obligacji oszczędnościowych sięgnęła w styczniu 2,5 mld zł.Styczniowy popyt na obligacje był wyższy niż w całym roku 2010, 2011 czy 2012 kiedy całoroczny popyt na obligacje detaliczne był niższy niż 2,45 mld zł.

Dla porządku przypomnijmy, że inflacja rośnie przy całkowitej bierności NBP. jest to wręcz działanie intencjonalne. Adam Glapiński, prezes NBP i przewodniczący RPP, jeszcze w styczniu na konferencji po posiedzeniu RPP przewidywał, że inflacja nie przekroczy 4 procent, a ekonomistów, którzy uznawali taki scenariusz za całkiem realny, nazwał publicystami. Cóż, życie weryfikuje, a historia pamięta. Czy zatem prezesa Glapińskiego zapamięta tak jak Rudolfa Havensteina?

Na razie NBP twardo obstaje przy swojej teorii, że inflacja spadnie. Pożyjemy zobaczymy. na koniec taki obrazek historyczny.



Polecam wszystkim na razie lekturę książki "Kiedy pieniądz umiera" - właśnie o inflacji. Może w sam raz na nadchodzące czasy?

piątek, 7 lutego 2020

Recenzja książki "Clash of Empires: Currencies and Power in a Multipolar World" Charles Gave i Luis-Vincent Gave

Jestem właśnie po lekturze interesującej książki autorstwa Charlesa Gave i Luisa-Vincetna Gave pod tytułem "Clash of Empires: Currencies and Power in a Multipolar World" co można tłumaczyć jako "Zderzenie imperiów: Waluty i władza w wielobiegunowym świecie". Książka nie posiada polskiego wydania (niestety), a wydana została jedynie po angielsku i dostępna jest na Amazonie.


Jest to niezwykle interesująca pozycja poddająca analizie pozycję największych graczy ekonomicznych na świecie: USA, Unii Europejskiej i Chin. W analizie pojawia się także Rosja ale raczej jako języczek u wagi gry między Niemcami, USA a Chinami.

Generalnie to co autorzy starają się rozpoznać i opisać to proces przemian który odbywa się na świecie jeżeli chodzi o to, która waluta jest, a która będzie globalną walutą rezerwową. Z analizy tej wyłania się obraz świata, w którym dtychczasowy hegemon nie ma już takiej potęgi jak kiedyś i powoli zaczyna tracić wpływ na to, że jego waluta (dolar) jest globalną walutą rezerwową. Aspirujące mocarstwo (Chiny) nie zbudowało zaś jeszcze ekosystemu wymiany papierów wartościowych i towarów w powiązanych ze swoją gospodarkach aby móc już zdetronizować dolara. Budowane są inicjatywy (Nowy jedwabny szlak, jeden pas jedna droga, Azjatycki bank Inwestycyjny, etc) mające na celu stworzenie podstaw do utylizacji dolarowych rezerw chińskich i stworzenia systemu obiegu juanów w światowej gospodarce, ten system się tworzy i nabiera sił, nie jest jeszcze jednak tak rozwinięty jak światowy rynek dolarowy.

Wyłania się obraz w którym proces tranzycji będzie jeszcze trwał, a w międzyczasie będziemy świadkami rosnącej roli juana i z wolna malejącej roli dolara, przy pewnej wręcz bierności Stanów Zjednoczonych.

Książkę tę czytało mi się bardzo przystępnie, język angielsku użyty w publikacji był bardzo klarowny ni nie nastręczał problemów. Znajdziemy też w książce sporo danych i wykresów, które ilustrują tok wywodu autorów. Statystyki jednak nie przytłaczają klarownej narracji.

Polecam lekturę wszystkim, którzy pragną zrozumieć przemiany, które dokonują się na świecie od już niemal dekady.

"Clash of Empires: Currencies and Power in a Multipolar World" Charles Gave i Luis-Vincent Gave
Analiza zmian w systemie walutowym w kierunku wielobiegunowego
Wydawca: Gavekal Books
Data wydania: 2019
ISBN: 9889975297
"Clash of Empires: Currencies and Power in a Multipolar World" Charles Gave i Luis-Vincent Gave
Analiza zmian w systemie walutowym w kierunku wielobiegunowego
Date published: 07/02/2020
5

czwartek, 6 lutego 2020

Wzrost PKB w Polsce spowalnia

Nie do utrzymania jest tempo wzrostu PKB na poziomie 4% rocznie. Dane statystyczne za czwarty kwartał zeszłego roku wskazują, że nastąpiło w nim istotne spowolnienie tempa wzrostu. Prognozy Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych są takie, że w przyszłym roku możemy mieć wzrost PKB na poziomie 3,4% a w 2021 roku na poziomie 3,2%.

Co to znaczy? Jest to i tak zdecydowanie więcej niż wzrost PHB w krajach starej EU, gdzie Niemcy czy Francja mają wzrost PKB na poziomie poniżej procenta rocznie. Jest to jednak spowolnienie tempa wzrostu, nasza gospodarka traci więc impet. Rozwija się, ale wolniej.

Dlaczego?

Wskazuje się na przyczyny związane z niedostateczną dynamika nakładów inwestycyjnych (przedsiębiorcy są ostrożni z podejmowaniem decyzji o inwestowaniu), oraz spowolnieniem eksportu (sądzę, że np. problemy z ASF czy ptasią grypą, które przełożyły się na spadek naszego eksportu żywności, mogły tu odegrać rolę).

Mamy także obniżenie konsumpcji na rynku krajowym. Wydaje mi się, że początkowy impuls wzrostowy wywołany transferami socjalnymi się wyczerpuje. Realnie te transfery wskutek inflacji zaczynają być coraz mniejsze i też wywołany przez nie efekt wzrostowy na gospodarkę zaczyna być coraz mniejszy.

Wskazuje się też na to, że hamowanie tempa wzrostu ma swoją (jedną z wielu) przyczynę między innymi w trudnościach w pozyskiwaniu pracowników. Gospodarka polska doszła do takiego momentu, że wzrost ekstensywny (poprzez zwiększanie wolumenu produkcji przez zwiększanie zatrudnienia) jest już niemożliwy, przedsiębiorstwa aby zwiększyć produkcję muszą albo zainwestować w automatyzację, maszyny i infrastrukturę, albo zwiększyć wydajność przez poprawę organizacji pracy i polepszenie zarządzania. Niestety z tego co obserwuję własnymi oczyma, jeżeli chodzi o jakość kadr menadżerskicj niższego i średniego szczebla to w Polsce mamy katastrofalne braki kompetencyjne. Poziom wiedzy i umiejętności niektórych przedstawicieli kadry zarządzającej jest tak niski, że prowadzi wyłącznie do zwiększania nieefektywności. Firmy mogą tu na prawdę uzyskać wielkie korzyści jeżeli tylko przyjrzą się jakości pracy wykonywanej przez kierowników przede wszystkim średniego szczebla.


-->