piątek, 30 listopada 2018

Korzystanie z banków w Polsce a za granicą

Każdy z nas ma zapewne jakieś doświadczenia w korzystaniu z usług bankowych. W przytłaczającej większości są to zapewne doświadczenia związane z naszym krajem. Przyzwyczailiśmy się do pewnego standardu usług, ale mało kto wie że w tym standardzie nasze banki wyprzedzają niejednokrotnie swoje zachodnie odpowiedniki o dekady.

Przykładowo, założenie konta. Nie wiem czy jest jeszcze możliwe założenie konta przez internet przelewem weryfikacyjnym bo dawno tego nie robiłem, ale już w placówce zakłada się rachunek w około 15 minut od ręki. W niektórych bankach za naszą zachodnią granicą czy też za małą wodą, taie coś jest nie do pomyślenia. Trzeba z wyprzedzeniem umówić się na spotkanie, które potrwa co najmniej pół godziny, a terminów czasem nie ma...

Albo standard bankowości internetowej. W bankach w Polce możemy wykonać przez internet bardzo wiele operacji, transakcje z karty podglądamy online niemal w czasie rzeczywistym a przelewy idą jeden dzień roboczy. Wiele banków zagranicznych dopiero wprowadza u siebie te nowoczesne rozwiązania. W ich centrach danych pracują systemy centralne sprzed trzydziestu lat co objawia się tym, że transakcje zobaczymy w podglądzie dopiero dzień później, autoryzacja transakcji nie przebiega online albo na wyciągu pole opis przelewu ma zaledwie dwadzieścia znaków.

Dla kogoś przyzwyczajonego do korzystania z naszych banków i ich systemów (nawet takich, które czasem zawodzą) zderzenie z usługami banków zagranicznych może być czasem irytujące lub rozbrajające. 

Nic więc dziwnego, że tam łatwiej znajdują pole do popisu na rynku różnorakie fintechy, firmy niebankowe oferujące różnorakie produkty finansowe. Na naszym rynku poziom zaawansowania technologicznego i jakości i różnorodności oferowanych usług jest tak duży, że trudno jest klienta czymś zaskoczyć. Karta wielowalutowa? proszę bardzo, kantor internetowy? Oczywiście. Podgląd online transakcji? Prosta sprawa. Otwieranie rachunku w minutę przez aplikację mobilną? Jasne. Płatności komórką? Mamy.

Tak więc okazuje się, że wyprzedziliśmy technologicznie zachód jeżeli chodzi o rozwiązania w sferze finansów osobistych. Nie mamy się czego wstydzić, autentycznie.

środa, 28 listopada 2018

Zlecenie typu Take Profit na giełdzie - artykuł sponsorowany

Szczególnym typem zlecenia na giełdzie papierów wartościowych, jak i na innych giełdach takich jak Forex, jest zlecenie typu Take Profit, nazywane również Get Profit.
Zlecenie to pozwala na zrealizowanie zysku w sposób natychmiastowy. Kiedy je stosować i na czym właściwie polega?

 

Opuszczanie pozycji w z góry zaplanowanym momencie

Rynek giełdowy wykazuje się zwykle bardzo dużą zmiennością. Hossa nigdy nie trwa wiecznie, a trend wzrostowy dla akcji danej spółki giełdowej czeka w końcu korekta. Inwestor powinien zatem poświęcać dużo czasu na to, aby kontrolować swoje pozycje i zamykać je w odpowiednim momencie. Nie trzeba jednak śledzić giełdy cały czas w tym celu. Można ustanowić zlecenie Take Profit.
https://www.xtb.com/pl/edukacja/co-to-jest-forex

Polega ono na ustaleniu ceny, która będzie dla inwestora satysfakcjonująca. Powiedzmy, że inwestor kupuje akcje po 100 zł za sztukę i ustawia zlecenie sprzedaży Take Profit na poziomie 130 zł za sztukę. W momencie, w którym cena ta zostanie osiągnięta, akcje automatycznie zostaną sprzedane, a inwestor tym samym zrealizuje swoje zyski. Na tym właśnie polega opuszczanie pozycji w z góry zaplanowanym momencie, choć wielu graczy uważa, że skoro nie ma przesłanek do spadku, ceny akcji rosną, to nie można się na takim etapie wycofywać. Problem w tym, że trudne, a często po prostu niemożliwe okazuje się sprzedanie akcji w najwyższym punkcie wyceny, zanim nastąpi korekta lub odwrócenie trendu.

Długa pozycja

Take Profit to zlecenia, które cechują się długim terminem realizacji. Oczywiście może się zdarzyć, że zostaną one zrealizowane szybciej, niż przewidywaliśmy, ale często trzeba czekać po kilka tygodni, a nawet miesięcy, aby walory znajdujące się w portfelu inwestycyjnym gracza na tyle zyskały na wartości, że można by zrealizować zyski.

Kiedy ustawiać Take Profit?

Na giełdzie istnieje wielu przeciwników zleceń Take Profit. Wychodzą oni z założenia, że wycofywanie się z gry giełdowej po osiągnięciu założonego zysku i nie czekanie na rozwój wypadków oraz na ewentualne dalsze wzrosty, jest nieuzasadnione ekonomicznie.
Są jednak tacy gracze, którzy na transakcjach giełdowych chcą po prostu wypracowywać przyzwoite zyski i nie czekać, aż rynek „zje” je w całości. Zaletą zlecenia Take Profit jest to, że ustawia się je w trakcie otwierania danej pozycji. Nie mają tutaj wpływu więc emocje towarzyszące graczom, którzy śledzą trendy i kontrolują na bieżąco swoje pozycje. Nie muszą się zastanawiać czy to pora, na wycofanie się z gry, czy jeszcze warto poczekać, aby zyski stały się jeszcze większe.
Niezamknięcie transakcji po zrealizowaniu zysku, którego oczekiwał inwestor z danej pozycji rodzi ryzyko, że będzie on czekał zbyt długo, aż w końcu cena zacznie spadać na tyle mocno, że dawne zyski nie będą możliwe do realizacji (więcej informacji o platformach handlowych).

Określanie docelowego zysku

W przypadku składania maklerom zleceń giełdowych typu Take Profit należy określić pożądany, docelowy zysk. Powinien on być satysfakcjonujący dla inwestora i realny do osiągnięcia, ale nie powinniśmy zamykać pozycji zbyt szybko. Na określenie docelowego zysku ma wpływ wycena bieżąca akcji, istniejące trendy, jak i relacja inwestora do podejmowanego ryzyka. Powinien on mieć pewność, że relacja ta jest odpowiednio wysoka i będzie w stanie czekać na zrealizowanie założonych zysków, nawet przy ryzyku spadku pozycji.
Przy ustanawianiu takich zleceń i podejmowaniu decyzji o zysku docelowym należy przeanalizować ogólne warunki i strukturę rynku giełdowego, przeanalizować wykresy wyceny akcji danej spółki, wraz z jej poziomami wsparcia i oporu.
Najlepiej byłoby ustanowić dla jednego zlecenia zarówno poziom Take Profit, jak i zlecenie obronne typu Stop Loss, ograniczające ewentualne straty. Nie wszystkie biura maklerskie pozwalają na to przy grze na akcjach na giełdzie. Jeśli jednak jest to możliwe, to dobra strategia gry przy inwestowaniu w papiery wartościowe, ograniczająca ryzyko.
Ranking Brokerów





Disclosure: Artykuł powstał w ramach odpłatnej współpracy. Otrzymałem wynagrodzenie za jego publikację

piątek, 23 listopada 2018

Niekompetencja czy manipulacja?

Umowy ubezpieczenia na życie (tudzież umowy z funduszem ubezpieczeniowym) zawiera się zwykle za pośrednictwem agenta. Agent taki ma w teorii za zadanie dobrać produkt do potrzeb klienta i wytłumaczyć mu zasady działania produktu. W teorii - bo w praktyce zwykle (takie odnoszę wrażenie) agent taki ma w zamyśle sprytnie zmanipulować klienta i doprowadzić go do zawarcia polisy na nie zawsze korzystnych warunkach. No chyba, że ten agent sam wierzy w to, że klientowi robi dobrze, ale sam już nie wiem o czym to świadczy (braku kompetencji, czy głupocie). Pewnie są też tacy agenci, którzy działają uczciwie, czytelnie i profesjonalnie - nie spotkałem niestety.

Dzięki bogu jest jeszcze instytucja odstąpienia od zawartej polisy w ciągu 30 dni. Ale nie o tym chciałem.

Chciałem napisać o tym, jak moim zdaniem taka rozmowa przed zawarciem polisy powinna wyglądać a jak wygląda (z autopsji). Otóż ja bym sobie takie spotkanie wyobrażał w ten sposób, że agent na spotkanie przynosi mi treść Ogólnych Warunków Ubezpieczenia, a następnie tłumacząc zasady działania polisy odwołuje się do konkretnych zapisów. Co więcej pozwala skonfrontować swoje zapewnienia z treścią przyszłej umowy. Tłumaczy wszystkie za i przeciw, wyjaśnia ograniczenia, nie pomija niewygodnych faktów, podaje konkretne dane i wyliczenia.

W praktyce wygląda to tak, że agent coś opisuje, posługując się masą ogólników, nie odwołuje się do konkretnych zapisów OWU (albo co gorsza nawet nie przynosi ich na spotkanie), opowiada niestworzone obietnice gryzmoląc coś na kartce. Oczywiście jego zapewnienia w konfrontacji z rzeczywistością treści OWU zwykle okazują się mniej kolorowe a bardziej niekorzystne dla klienta. Nie mówiąc już o tym, że agent potrafi pominąć w rozmowie wysokość sumy ubezpieczenia skupiając się na roztaczaniu wizji stopy zwrotu ze składek (zapominając wspomnieć jaka część składki jest inwestycyjna a jaka ubezpieczeniowa). Generalnie, jak klient nie zadaje pytań to nic się nie dowie. Z kolei jak zadaje to dowie się ale nie zawsze dokładnie stan faktyczny.

Na dokładkę jeszcze mamy działania "straszące" Przykładowo na takich spotkaniach aby nakłonić np. do założenia albo przeniesienia IKZE do swojej instytucji agent gotów jest pociskać niestworzone historie o planowanych reformach systemu emerytalnego (nie poparte oczywiście żadnym projektem ustawy). Odwołuje się przy tym do planów, które nie są ani pewne, ani konkretne, ani nie wiadomo kiedy wejdą. Chodzi jednak o skłonienie np. do przeniesienia IKZE do swojego towarzystwa bo z tego jest prowizja. Wygaduje się niestworzone historie które po szybkiej weryfikacji pokazują, że taki agent ma zerową praktycznie wiedzę o podstawach prawnych produktu, który proponuje. W ten sposób on wprowadza klienta w błąd a to się potem mści na postrzeganiu całej branży.

Acha, o prawie odstąpienia od umowy oczywiście agent nie wspomni. Bo po co.


Zastanawiam się czy takie podejście do spotkań z klientami wynika z perfidnego wyrachowania i chęci manipulacji czy też jest wynikiem beznadziejnego szkolenia i niekompetencji agentów. Przyznam się szczerze, że po tego typu spotkaniu wyszedłem przeświadczony, że zaproponowany produkt jest czymś zupełnie innym niż okazuje się po pobieżnej nawet lekturze warunków umowy i szczerze mówiąc wywołuje to we mnie narastający niesmak. Bo przecież (tak wierzę) dałoby się skonstruować uczciwe produkty i sprzedać je w czytelny, przejrzysty i uczciwy produkt. Nawet średni korzystne dla klienta produkty dałoby się sprzedać uczciwie bo pewnie są i tacy, którzy daliby się przekonać. Natomiast stosując niedopowiedzenia, chaos informacyjny czy manipulację uzyskuje się klienta niezadowolonego, wściekłego na produkt, w który dał się ubrać i obiecującego sobie, że następnego agenta którego zobaczy udusi zanim tamten zdąży dojść do słowa.

środa, 14 listopada 2018

Wojna KNF z Czarneckim czy Czarneckiego z KNF

Wczorajsza afera, która wybuchła odpaleniem przez Leszka Czarneckiego taśmy nagranej w marcu rozmowy z szefem KNF przywiodła mnie do kilku refleksji.

Po pierwsze mamy do czynienia z aferą, która przewyższa Amber Gold i Get Back - chodzi o to, że działania KNF mają znamiona działalności mafijnej. Na zasadzie "zapłacisz nam haracz to cie zostawimy w spokoju, a nie zapłacisz to ci zajebiemy bank". Moja ocena działalności KNF jest niezmiennie krytyczna (nie radzi sobie z niespłacanymi obligacjami, Amber Gold, SKOKami, get Backiem, etc)  i te obserwacje tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że ta instytucja nie robi dobrze polskiej gospodarce i rynkowi finansowemu. Jak bowiem wydtłumaczyć fakt, że najpierw wpisują na listę ostrzeżeń podmiot nazywający się "The reserve bank of poland", który jest jedynie stroną internetową pełną bzdur i urojeń nie prowadząc nawet żadnej działalności gospodarczej, a DOPIERO PO ODPALENIU przesz Czarneckiego taśm wpisują (z zemsty) Idea Bank za sprzedaż produktów maklerskich bez zezwolenia (jak sądzę następstwo afery Get Backu)? Wszak, jeżeli nadzór robiłby swoją robotę porządnie to albo powinien wpisać Idea Bank na listę ostrzeżeń rok temu albo i dwa lata temu, albo wcale.

Po drugie fakt, że przewodniczący KNF spotyka się sam na sam z szefem banku i przyznaje w rozmowie, że to co robi jest nielegalne to jest skandal i kryminał. Co więcej z rozmowy z Czarneckim rysuje się niepochlebny dla polskiego nadzoru, BFG i NBP obraz grupy ludzi, która chce rozgrywać swoje polityczne interesy a nie dbać o rozwój i bezpieczeństwo polskiego sektora bankowego.

Po trzecie kluczem do zrozumienia dlaczego Czarnecki odpalił taśmy jest jedno ze zdań, które powiedział w stenogramach - że jeżeli będą go chcieli wywłaszczyć to będzie się bronił. To jest naturalne.

Jak rozumiem odpalenie taśm jest reakcją na projekt który wskazał Giertych, że 8 listopada Komisja Finansów Publicznych przyjęła projekt, który "przewiduje przejmowanie banków decyzją administracyjną KNF". Dotyczyłoby to banków, których "suma funduszy własnych spadła poniżej poziomu przewidzianego w Prawie Bankowym". Czyli ktoś jednak próbował udupić banki czarneckiego i uruchomienie taśm jest jedną z linii obrony.

Po czwarte fakt, że komuś z obozu obecnie rządzącej władzy przeszło przez myśl aby wywłaszczyć prywatny bank doprowadzając go do upadku, przez państwową instytucję, to jest Szanowni Państwo PUTINISTAN. Sterujemy w kierunku azjatycko ruskiego modelu oligarchizacji państwa. ile jeszcze takich pomysłów i afer pod dywanem?

Do czego to prowadzi? Nie wiadomo czy Getin i Idea się nie przewrócą przez zamieszanie wywołane przez działania de facto nadzorcy, który powinien czuwać nad ich stabilnością. Fakt, że stawki za lokaty w Idea szybują pokazuje, że robi się chyba ciepło.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Krytyczna ocena projektu Pracowniczych Programów Kapitałowych

Moje zdanie na temat projektu PPK jest od dawna znane i jest krytyczne. Najwyraźniej nie jestem jedynym krytykiem bo ukazał się ostatnio raport opublikowany przez centrum badawcze "GRAPE" przy Fundacji Adeptów i Miłośników Ekonomii, który jest chyba jeszcze bardziej krytyczny niż ja.

Zdaniem autorów raportu większość bo "74% obecnie żyjących ludzi traci na jego wprowadzeniu (w tym 96% emerytów).". Cóż to znaczy, że traci? Ano autorzy przyjęli w swoim modelu, że PPK nie tylko zachęcają do odkładania na emeryturę, ale i generują koszty fiskalne, które muszą być z czegoś pokryte. Ich zdaniem dodatkowe obciążenia fiskalne (dopłaty i utracone koszty podatku od zysków kapitałowych) wymagać będą podniesienia VAT o 0.7 punkta procentowego. Ciekawe.

Zdaniem autorów oszczędzanie w PPK nie wpłynie też zasadniczo na zmniejszenie poziomu ubóstwa na starość a dodatkowo zarzucają temu programowi brak mechanizmy wypłaty dożywotniej emerytury.

Co więcej, opracowany przez nich model wskazuje, że wprowadzenie PPK przyczyni się do zmniejszenia poziomu oszczędności w społeczeństwie. "Każda złotówka odprowadzona do PPK zostanie skompensowana zmniejszeniem dobrowolnych oszczędności własnych o 73 grosze." Wynikać ma to z faktu, że po przymuszeniu do odłożenia w PPK ludzie będą mieli mniej rozporządzalnego dochodu i mniej będą chętni do odkładania go. Będa przy tym ulegali iluzji tego, że zgromadzone oszczędności wystarczą im na starość bo będą objęte "jakimś systemem państwowym".

Zdaniem autorów raportu, po około 50 latach poziom PKB w przypadku wariantu z PPK będzie jedynie o 0,6% wyższy niż gdyby nie było obowiązkowego mechanizmu oszczędzania na emeryturę. 


piątek, 2 listopada 2018

Smutne święto

Nie piszę o pierwszym listopada, ale o jedenastym. Dlaczego? Otóż niestety ale gdy przyglądam się wspólnym obchodom (a raczej ich brakowi) stulecia niepodległości, obecnej sytuacji czy też ogólnie stanowi naszego państwa w kontekście stulecia odzyskania niepodległości, to ogarnia mnie smutek. Bo mam wrażenie, że nie dorośliśmy do tej niepodległości, że ją marnujemy i zachowujemy się wobec niej niezwykle pysznie i arogancko.

Mamy najbardziej od wielu lat podzielone społeczeństwo, które przestało ze sobą rozmawiać. Mamy ludzi, którzy albo wyjechali z tego kraju uznając, że mają go dosyć ekonomicznie czy politycznie, albo takich, którzy wewnętrznie wyemigrowali udając, że ich nic nie dotyczy.

Mamy przy okazji tego święta festiwal pogardy wobec prawa i społeczeństwa - bo czym innym jest ten cyrk wokół ustanowienia 12 listopada dniem wolnym? Jest wyrazem oderwania części polityków od rzeczywistości, wyrazem ich arogancji wobec problemów zwykłego człowieka i przedsiębiorcy, wyrazem pychy (że jakoś to będzie) i wyrazem pogardy dla zasad (przyzwoitości powiadamiania wszystkich wcześniej o ważnych zmianach w życiu publicznym - a taką zmianą jest ustanowienie dnia wolnego).

Mamy festiwal niemocy bo czym jest zachowanie Prezydenta, który raz to organizuje a innym razem nie uczestniczy w wydarzeniach? prezydenta, który nie ma własnych poglądów i własnego zdania. Czym jest fakt, że nie dało się z wyprzedzeniem (o organizacji setnej rocznicy niepodległości można było pomyśleć dawno temu) zorganizować obchodów i zaprosić na nie kogokolwiek z choćby przyjaznych nam państw?

Mamy festiwal buty legislacyjnej, w której uchwala się przepisy bez zwracania uwagi na ekonomiczne skutki. Nieistotne są konsultacje społeczne, nieistotna jest racjonalna analiza tego czy dane rozwiązanie poprawi lub pogorszy klimat dla biznesu w Polsce. Istotna jest ideologia i widzimisię polityków. Podejmuje się brzemienne w skutkach długoterminowo decyzje dotyczące strategii ekonomiczno ekologicznej, za które będziemy wszyscy płacić dziś i jutro. Foruje się nieperspektywiczne branże, a w tych perspektywicznych tworzy się iluzję działania (a faktycznie obsadza się swoimi ludźmi intratne posady).

Mamy festiwal pogrążania się w chaosie państwa w którym poszanowanie prawa ma się za nic, interes własnej partii ponad wszystko, a stabilność rządów i prawa w dupie. Bo jak innaczej określić fakt, że przedsiębiorcy dalej nie wiedzą jakie składki na zus będa odporowadzać od tych lepiej zarabiających? Sam ZUS tego nie wie i pewnie system informatyczny tej instytucji nie jest jeszcze do tego przystosowany. Cóż to znaczy dla polityków? Nic, "jakoś to będzie". Powinnismy sobie to hasło wyszyć na sztandarach zamiast tradycyjnego "Bóg, Honor, Ojczyzna" bo ani jedno z tych słów nie znaczy już dziś nic. Tyle było wycierania sobie nimi mord zdradzieckich czy nie, tyle było pałowania się po głowach nawzajem jednym czy drugim hasłem, że wszyscy zapomnieli o tym co one znaczą. Wszyscy zapomnieli jakim dobrem jest fakt, że można swobodnie dyskutować w kraju, w którym żadna zewnętrzna siła tego nie zabrania.

Cofnęliśmy się Szanowni Państwo w rozwoju polityczno społecznym, do czasów przedrozbiorowych -takie mam wrażenie. Każdy patrzy swych partykularnych interesów i nikt nie dorasta do pięt poziomem myślenia o wolności Ojczyzny tym, którzy nad odzyskaniem tej wolności pracowali przed 1918 rokiem. Wybieramy niepoważnych ludzi na poważne stanowiska. jako społeczeństwo kierujemy się przy tym emocjami a nie racjonalnym osądem, a później z tego tytułu odczuwamy skutki naszych wyborów. To jak działa nasze państwo, w jaki sposób wykorzystuje nasze podatki, to jest nasza odpowiedzialność. Abdykujemy i skutkiem tego możemy cieszyć oczy wygłupami polityków, smucić się stojąc w korkach czy oddychać zatrutym powietrzem. Jeżeli zaś nie znajdujemy właściwych ludzi na których barki można przekazać odpowiedzialność, to dlaczego nie bierzemy sprawy we własne ręce? 

Mamy festiwal podziałów na frakcje, i władzę, która "wie lepiej", ma "większą legitymację społeczną", nie liczy się z mniejszościami. Mamy partie polityczne, które zamiast dyskusji merytorycznej okładają się trupami z przeszłości, mamy festiwale wzajemnych zadawnionych żalów, zamiast wspólnej pracy na rzecz kraju. Jest nienawiść, zmaiast miłosierdzia, w kraju "katolickim"...

Mam wrażenie, że społeczeństwo bogacąc się abrykowało z roli gospodarza własnego kraju. Postanowiło też uciec od racjonalnej dyskusji na rzecz emocjonalnej waśni... Po co więc ta wolność? po co 1918 rok? Po co walka z okupantem, komuną? O kiełbachę chodziło? O ciepłą wodę w kranie? Tylko o tyle? To może wypowiedzmy wojnę Niemcom i natychmiast poddajmy się bezwarunkowo. Ciekawe, czy nas przyjmą - będzie jak w reichu, i socjal będzie i bogato. Czemu nie? Bo nas skolonizują i wykorzystają jak za zaborów? No to może jednak warto się rządzić samemu? Idea samorządu sprowadza się przez wszystkie szczeble państwowej drabiny. Tylko, że trzeba z niej korzystać w odpwiedzialny sposób.

Ponieważ jest za bardzo politycznie a mało ekonomicznie to podsumuję to tak. Jak ma nas postrzegać zagraniczny biznes czy finansjera, jeżeli widzi tę piaskownicę dzieci bawiących się w wolność? Jak ma nas postrzegać kiedy widzi ten cyrk z małpami niezdolnymi do ustanowienia stabilnego państwa czy przewidywalnego prawa? jak ma nas postrzegać widząc jak zamujemy się bałachostkami ignorując rzeczy ważne? Jak ma nas postrzegać międzynarodowy świat finansów i polityki jeśli zobaczy, że sami dewastujemy własną praworządność, rozszarpujemy ochłapy naszego państwa między siebie w imię chwilowych interesów własnych? Może wybrać dwie drogi. Pierwsza jest taka, że uzna, iż w tym buredlu na kółkach nic się poważnie nie da zdziałać i wycofa siebie i swoje pieniądze znajdując inne miejsce ze stabilnym systemem prawno-politycznym. Druga droga jest taka, że uzna nasz cyrk za wspaniałą okazję do neokolonialnego wyzysku i doskonałe miejsce do wykorzystania istniejącego zamieszania do zarobienia większych pieniędzy czy ubicia politycznych interesów ponad naszymi głowami.

Czy jest trzecia opcja- polegająca na tym, że ktoś nam zaufa (jeśli nie ufamy sobie sami), weźmie nas poważnie (jeśli na każdym kroku udowadniamy, że poważni nie jesteśmy) i zainwestuje tu swój kapitał (finansowy czy polityczny) z czego i my i on odniesiemy korzyści? Sami oceńcie jak bardzo to jest prawdopodobne. A jeżeli ktoś myśli, że świat wokół nie jest nam do niczego potrzebny i sami sobie możemy żyć w XXI wieku w czymś na kształt współczesnej autarkii to niestety, ale na jego chorobę nie ma już chyba innego lekarstwa jak spojrzenie na mapę, a później wycieczka do Korei Północnej.


-->