Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ropa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ropa. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 marca 2018

Chiny uruchomiły kontrakty na ropę denominowane w juanach

W poniedziałek na giełdzie w Szanghaju ruszył handel kontraktami na ropę denominowanymi w juanach. Wydaje mi się, że pisałem już o tych przymiarkach kiedyś na blogu. Rzecz w tym, że jako wielki importer ropy Chiny chcą uniezależnić się od ropy wycenianej w dolarze, chcą też poczynić tez pewien krok do umiędzynarodowienia juana jako waluty światowej.

Jest to zdecydowanie krok uderzający w system petrodolara. System, który przez wiele lat zapewniał USA przewagę w światowej gospodarce.

Wygląda na to, że trading się rozpoczął z całkiem niezłymi obrotami. W ciągu pierwszej godziny notowań zawarto 23tyś kontraktów. 
 
 
 
Sądzę, że w związku z tym, że Chiny są coraz większym importerem ropy, wolumen ten będzie rosnąć. Rosnąć będzie też skala międzynarodowych transakcji z wykorzystaniem chińskiej waluty. Chiny "atakują" międzynarodowy system gospodarczy na wielu frontach i z długofalowym celem.

Warto też wspomnieć, że te kontrakty mają być wymienne na złoto. Tworzy się więc narzędzie w którym eksporterzy ropy będą mogli z całkowitym pominięciem dolarów wymieniać ropę na złoto albo juany. Czy wpłynie to na wzrost popytu na złoto? Zobaczymy.

Warto będzie obserwować jak to się będzie rozwijać.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Kilka faktów o chwiejącym się systemie "petrodolara"

Niedawno trafiła mi się lektura artykułu na Zerohedge, z którego postanowiłem wypunktować kilka faktów o systemie petrodolara - czyli o tym w jaki sposób dzięki powiązaniu handlu ropą za dolary USA było w stanie przez wiele lat utrzymywać prymat swojej waluty. 

Dla zainteresowanych źródło:

Nie będę streszczał całego artykułu, chciałem wynotować najważniejsze elementy układanki:
  • W latach siedemdziesiątych USA ustanowiło system w którym dzięki porozumieniu z Arabią Saudyjską można było utrzymać zapotrzebowanie na dolary na świecie. W zamian za ochronę militarną Saudyjczycy zgodzili się na to aby zamiast złota sprzedawać ropę za dolary, te dolary miały być inwestowane na Wall Street. Fakt, że aby kupić ropę trzeba było mieć dolary podtrzymywał zapotrzebowanie na walutę, a co za tym idzie pozwalał finansować deficyt USA.
  • Dodam od siebie, że wyraźnie widać jak sojusz Saudyjsko-Amerykański zmierzał do izolacji Iranu, który jest głównym konkurentem Arabii Saudyjskiej na światowym rynku ropy. Gdy Pahlawi, który był do końca lat 70 na usługach USA został obalony, USA zostało tylko z opcją Saudyjską.
  • Gdy w 2000 roku Saddam Hussein ogłosił, że będzie sprzedawał iracką ropę za euro stał się wrogiem publicznym numer jeden. Inwazja w Iraku była prostą konsekwencją.
  • Podobnie wrogiem stał się Kadaffi kiedy ogłosił swoje plany aby posłużyć się rezerwami złota Libii i stworzyć pan-afrykańskiego dinara, w którym wyceniana byłaby sprzedawana przez Libię ropa. Wkrótce potem inspirowana przez USA koalicja obaliła Kdafiego i libijskie rezerwy złota w tajemniczych okolicznościach zniknęły.
  • Rosja nie jest już tak łatwym przeciwnikiem. Wprawdzie Putin otwarcie głosi, że chciałby podkopać dominację dolara w handlu ropą, ale nie sposób załatwić sprawy w Rosji w sposób znany z Iraku czy Libii. Zostały wyłącznie sankcje, które pchnęły Rosję w kierunku Chin.
  • Chiny są największym na świecie importerem ropy i zdecydowanie nie jest im w smak konieczność rozliczania jej w dolarach, trwają zatem i będą postępowały działania zmierzające do zmiany status quo. 
  • Iran i Wenezuela skierowały się w kierunku Chin zgadzając się sprzedawać ropę za juany.
  • Saudyjczycy widzą co się święci i zaczynają odbudowywać stosunki gospodarcze z Rosją (ostatnia wizyta w Moskwie króla Salmana,  pierwsza w historii,czy  zakup rosyjskiego systemu obrony powietrznej).
  • Chińczycy zaś przyglądają się uważnie planowanej sprzedaży akcji Saudi Aramco - byłaby to dla Chińczyków doskonała okazja do ustanowienia nowego ładu gospodarczego i politycznych wpływów w królestwie, ostatnio zaś chiński Sinopec w joint venture z Aramco uruchomił w Yanbu rafinerię za 8,5 mld dolarów.
Zmiany następują...



wtorek, 10 października 2017

Sprzedaż akcji Saudi Aramco - nawiększe IPO w historii?

Już chyba z rok temu usłyszałem po raz pierwszy o planowanym zaoferowaniu publicznym akcji Asudi Aramco. Pomyslałem sobie, że coś jest na rzeczy. 

Czym jest Saudi Aramco? Jest t największy pod względem produkcji ropy na świecie koncern wydobywczy, powołany pierwotnie w latach trzydziestych przez Amerykanów i Saudyjczyków, obecnie w całości pod kontrolą rządu Arabii Saudyjskiej.

Aktualnie koncern planuje przeprowadzenie oferty publicznej swoich akcji i pozyskanie w ten sposób około 100 miliardów dolarów, które rząd Arabii Saudyjskiej chce przeznaczyć na nowe projekty rozwojowe (mające w przyszłości uniezależnić kraj od ropy).


Po tym wstępie kilka moich przemyśleń.

Po pierwsze, co myślimy kiedy ktoś chce nam sprzedać swój rodowy klejnot? Chyba potrzebuje pieniędzy - wygląda na to, że faktycznie Arabia Sudyjska chce się uniezależnić od wydobycia ropy...

Nie podejmuję się prognozowania przyszłego zapotrzebowania na ropę.Mieliśmy teorię peak oil, ale mamy już rozwijającą się (jeszcze w zalążku) substytucję w postaci pojazdów elektrycznych. Wydaje mi się, jednak, że pewną rolę w przyczynach tej transakcji może pełnić zarówno popyt jak i podaż ropy i koszty jej wydobycia.

Być może tej ropy w ziemi już tak wiele nie zostało? Trzeba więc upchnąć na rynku akcje firmy, która przestaje mieć już taką wartość jak kiedyś. Koszty wydobycia będą rosły, marża zysku malała - warto skasować sowity zysk teraz, kiedy na światowym rynku jest ocean taniego kapitału...

Tani kapitał może być jednym z elementów, dla których teraz Saudyjczykom będzie łatwo pozyskać te 100 miliardów. Ma to podobno być największe IPO w historii. Upychając taki zaczynający się psuć owoc uzyskają kasę, którą będzie można wpompować w gospodarkę saudyjską i wygenerować wzrost.

Dla naszego krajowego rynku jest to jedna z tych ciekawostek, nie sądzę aby miała znaczenie z punktu widzenia inwestowania z naszej perspektywy. Chociaż... być może wielkie banki inwestycyjne będą chciały ubrać w to "leszczy" w jakiś strukturach typu "lokata na ropę" czy innych produktach gdzie za pieniądze naiwnych będą kupowali akcje Aramco... za parę lat się okaże, że albo jest mniej ropy, albo zyski nie takie i najwięcej na tym stracą tacy co się dadzą wkręcić w różne "produkty"... uważajcie na to.

wtorek, 19 września 2017

Dedolaryzacja przyspiesza - Chiny szykują kontrakty na ropę w juanach i wymienialne na złoto

Interesujące wieści dochodzą z Azji i nie chodzi w tym przypadku wcale o Koreę Północną, ale o układankę chińską, o której już kiedyś pisałem. jako jeden z największych światowych importerów ropy naftowej Chiny rozumieją, że ropa wyceniana w dolarach grozi im destabilizacją dostaw i wzrostem ceny kiedy przyjdzie do upadku dolara. Z drugiej strony, strategicznie wyrażana chęć uczynienia z renminbi waluty rezerwowej, stwarza konieczność stworzenia rynku dla instrumentów notowanych w tych walutach. Z trzeciej strony, będąc jednym z największych importerów złota na świecie Chiny mają w ręku pewne narzędzie, które może pozwolić im kształtować przyszły ustój walutowy.

Mamy więc przymiarki do stworzenia kontraktów na ropę prowadzone od pewnego już czasu przez Shanghai Futures Exchange i Shanghai International Energy Exchange. Niedawno ogłoszono, że prace te doszły już do stanu gotowości do uruchomienia notowań instrumentu finansowego - kontraktu na ropę nafotwą, wycenianego w juanach i wymienialnego na złoto.

Ma to jeszcze jedno znaczenie - podkopanie hegemonii USA. Otóż 29,2% ropy Chiny importują z Rosji,  14,5% z Iranu, a 11,3% z Wenezueli z którymi USA ma relacje raczej chłodne i ewentualne sankcje UZA wymagałyby mechanizmu do ich obchodzenia (na co taki kontrakt pozwalający przekonwertować ropę w złoto świetnie się nadaje).

Warto pamiętać, że w Hong Kongu i Szanghaju są już notowane kontrakty na złoto denominowane w Juanach. Chiny robią więc kolejny krok, aby zassać strumienie finansowe i przepuścić je przez własne giełdy. Chodzi o stworzenie rynku, a ten jest niezbędny jeżeli renminbi ma być walutą która poważnie będzie w przyszłości traktowana jako rezerwowa.

Warto mieć na uwadze, że przekształcenia światowej gospodarki i przesunięcie środka ciężkości do Azji mają miejsce też na poziomie alokacji Chińskich rezerw. Arabia Saudyjska przygotowuje wielkie IPO firmy Aramco. Zakupem akcji giganta wydobycia ropy zainteresowani są właśnie Chińczycy. lewar do przeniesienia kwotowania przynajmniej części światowego handlu ropą na juany będzie więc znacznie silniejszy.

wtorek, 30 maja 2017

Upadek Wenezueli - wpis gościnny

Po 18 latach socjalistycznych, uzależnionych od wydatków publicznych rządów w Wenezueli wiadomości dochodzące z tego zakątka świata wciąż wywołują szok, zaciekawienie i skrajne emocje. Wszystko zaczęło się od przysłowiowego już braku papieru toaletowego, podstawowych leków i pustych półek w sklepach, kończy zaś na tłumach Wenezuelczyków próbujących przekroczyć granicę z Kolumbią, aby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby.

W tym samym czasie na lotnisku w Caracas lądują dziesiątki Boeingów 747 z całego świata, które przybywają z cennym ładunkiem na pokładzie. Nie, rząd „Republiki Boliwariańskiej” nie importuje żywności ani leków. Samoloty transportowe przewożą nowo wydrukowane banknoty wenezuelskiej waluty – boliwara. Ten zaskakujący scenariusz nie jest po prostu kolejnym złośliwym dowcipem wenezuelskiego rządu; wynika z faktu, że nie można uniknąć drukowania nowych banknotów, biorąc pod uwagę roczną stopę inflacji w wysokości 800% w 2016 r. w połączeniu z niechęcią wobec skorygowania inflacji poprzez zmianę nominalnej wartości waluty – mimo że w końcu została ona zwiększona pod wpływem aktualnej sytuacji w 2017 r.


W rzeczywistości sytuacja jest tak poważna, że władze z trudem gromadzą wystarczające sumy w dolarach, aby opłacić dodruk nowych boliwarów. Cytując słynny blog Zero Hedge: „Innymi słowy Wenezuela jest teraz bankrutem, który może nie mieć wystarczająco dużo środków, aby zapłacić za swoje pieniądze”. Z kolei gdy socjaliści na szczycie próbują stosować kosztowne metody neutralizowania hiperinflacji, burmistrz regionu Chacao w Caracas twierdzi, że od maja zeszłego roku Wenezuelczycy polują na gołębie i psy, gdyż w sklepach nie można znaleźć 70% artykułów pierwszej potrzeby.

Jak do tego doszło? Wenezuela to kraj z największymi rezerwami ropy naftowej, które według danych z Caracas wynoszą prawie 300 miliardów baryłek wysokiej jakości węglowodorów – to więcej niż w przypadku Arabii Saudyjskiej; to kraj, na cześć którego prasa amerykańska wygłaszała peany w 2013 r., wychwalając sukces chavizmu i nowego socjalizmu południowoamerykańskiego; kraj, który stał się „zagrożeniem dla globalnego kapitalizmu”, kiedy to w ciągu 10 lat (od 2003 do 2013 r.) podwoił wartość PKB, ograniczył umieralność dzieci o połowę, przyjął miliony młodych ludzi na uniwersytety i zapewnił obywatelom dostęp do służby zdrowia.


Dramatyczna sytuacja Wenezueli to klasyczny przykład planowej gospodarki interwencjonistycznej, która została zgrabnie podsumowana przez Margaret Thatcher: „Problem z socjalizmem polega na tym, że ostatecznie kończą ci się cudze pieniądze”. Nowe państwowe mieszkalnictwo, „bezpłatna” edukacja i opieka zdrowotna, świąteczne premie i dotacje na różne produkty w tym żywność, specjalne świadczenia dla „śmietanki” – za to wszystko trzeba teraz zapłacić. Można finansować te wydatki, póki istnieją zagraniczne spółki, które można znacjonalizować, nieruchomości, które państwo socjalistyczne może wywłaszczyć i – co najważniejsze – dopóki „czarne złoto” pozostaje źródłem ogromnych przychodów.

Problemy te były jednak oczywiste nawet przed największym spadkiem cen ropy. Już w 2014 r. w budżecie Wenezueli występował niepokojący 17% deficyt. Wstrząs okazał się jeszcze silniejszy, gdy w 2015 r. ceny ropy na zagranicznych giełdach spadły do 40 USD za baryłkę – podczas gdy wcześniej przez kilka lat utrzymywały się w okolicach 100 USD za baryłkę – i do dziś pozostały na poziomie 50 USD. Reakcja wenezuelskich socjalistów była taka sama jak zwykle, zgodna ze scenariuszem dobrze znanym studentom historii gospodarczej. Olbrzymich wydatków niezbędnych do pozostania u władzy nie można finansować z zasobów naturalnych lub przez zaciekłe pozbawianie mienia. Socjalistom pozostały więc dwie możliwości – drukowanie większej ilości pieniędzy i kontrolowanie cen.

Monetyzacja deficytów budżetowych (tj. pokrywanie deficytu nowo wydrukowanymi pieniędzmi) w latach 2007–2013 doprowadziła do inflacji w wysokości 27,4% – ponad pięć razy wyższej niż średnia dla Ameryki Południowej w tym okresie. Wprowadzono ograniczenia dostępu do walut obcych, aby nie dopuścić do odwrotu od szybko tracącego na wartości boliwara. Rząd narzucił kilka różnych kursów wymiany, a kursy preferencyjne były dostępne jedynie dla pewnych grup z kręgów bliskim władzom. Oczywiście zamiast się zatrzymać, przepływ kapitału wzrósł, gdyż wielu Wenezuelczyków płaciło ogromne sumy boliwarów za dolary, aby potem nielegalnie wywieźć je z kraju. Wymiana walut na czarnym rynku stała się zjawiskiem powszechnym, popularność zyskały też strony internetowe śledzące bardzo niestabilny kurs dolara; system Bitcoin okazał się zbawieniem dla wielu osób, gdyż pozostawał trudny do wyśledzenia dla służb rządowych.

Powyższy opis w żaden jednak sposób nie przedstawia pełnego obrazu udręki, którą Chavez i jego następca Maduro zgotowali swoim współobywatelom. Tysiące prywatnych firm zostało wywłaszczonych, właścicieli sklepów aresztowano za „zbyt wysokie ceny”, wprowadzono również bardzo restrykcyjne ograniczenia cen (które później zostały wyegzekwowane przez żołnierzy w ponad 1400 supermarketach). Kontrolowano nie tylko ceny towarów i usług, lecz również rynek pracy – pensje nie mogły zostać obniżone, a ceny nie mogły wzrosnąć. Jak można się było spodziewać, doprowadziło to do kompletnego załamania gospodarczego: upadłości niewielkiej liczby przedsiębiorstw, którym udało się przetrwać do tego czasu, zniknięcia wszelkich towarów, łącznie z produktami pierwszej potrzeby, oraz wielkiej klęski głodu.

Aby przeciwdziałać spowodowanym przez siebie zniszczeniom, Maduro prześcignął nawet swojego mentora Cháveza, sięgając po ultrapopulistyczne hasła w celu zamydlenia oczu Wenezuelczykom. Utworzył nawet Ministerstwo Szczęścia i nadal organizował ceremonie rozdawania domów, podczas których, aby otrzymać upragniony klucz, nieszczęśni nowi właściciele musieli przysiąc dozgonną lojalność wobec reżimu i partii. Z powodu nadchodzących wyborów burmistrza Boże Narodzenie „przesunięto” na wcześniejszy termin, by „zwiększyć szczęście narodu”, co z kolei miało zapewnić lepszy wyniki socjalistów w wyborach.

Działaniom tym towarzyszyły represje wobec opozycji, wybuch protestów, utworzono także specjalne zmotoryzowane „szwadrony śmierci”, aby zneutralizować najniebezpieczniejszych przeciwników reżimu. Oczywiście Maduro i pozostali wenezuelscy socjaliści mieli odpowiednie wyjaśnienie oraz wyrok w sprawie „prawdziwych winowajców”, którzy wywołali kryzys w tym południowoamerykańskim państwie. Byli nimi zagraniczni i miejscowi kapitaliści, amerykańscy imperialiści prowadzący działalność przeciw środowisku, „pasożytnicza burżuazja”. Wszyscy oni spiskowali, aby zniszczyć socjalistyczny raj Republiki Boliwariańskiej.

Scenariusz ten jest podobny do historii wielu innych rządów uzależnionych od wydatków i hiperinflacji, która następuje po nich jak kac. Przez pewien czas władzom udaje się utrzymywać wydatki publiczne, dzięki czemu cieszą się popularnością wśród przyszłych ofiar – czasem nakłady są pokrywane z zasobów naturalnych, a czasem nie. W pewnym momencie, kiedy nie da się już utrzymać budżetu za pomocą zwykłych form wywłaszczenia (podatków i długu), na pomoc przychodzi drukowanie pieniędzy. Wynikającą z tego hiperinflację „leczy się” za pomocą kontrolowania cen. Przedsiębiorcy, którym nie uda się przenieść na czarny rynek, przestają pracować, co w efekcie zwiększa deficyty i rozmiar cierpienia... Dopóki reżim nie upadnie.



Autor artykułu
Artykuł został przygotowany przez firmę Tavex oferującej szeroki wybór złota inwestycyjnego, ponad 50 walut z całego świata oraz szybkie i tanie przekazy pieniężne TavexWise

środa, 15 marca 2017

Chiny, złoto i ropa - układanka

Jest pewna układanka, jeżeli chodzi o globalny system monetarny, na którą chciałbym Wam zwrócić uwagę. Weźcie pod uwagę pewne fakty.

Obecny system, w którym dolar stanowi dominującą walutę rezerwową nie byłby możliwy gdyby nie miał oparcia w czymś więcej. Po zamknięciu przez Nixona możliwości wymiany dolarów na złoto, Amerykanie potrzebowali czegoś co pozwoliłoby wesprzeć dolara. 

W latach siedemdziesiątych zawarte zostało porozumienie z panującą w Arabii Saudyjskiej rodziną królewską, które przewidywało, że Arabowie będą sprzedawali na światowych rynkach ropę wyłącznie za dolary. Otrzymane petrodolary miały być inwestowane w USA (przede wszystkim w amerykańskie obligacje skarbowe), a w zamian Arabia Saudyjska dostała gwarancje bezpieczeństwa i dostawy broni od Amerykanów.

Generalnie układ ten działał jeszcze do niedawna i posiadane przez Arabię Saudyjską rezerwy obligacji USA rosły wraz z cenami ropy. Ostatnio jednak ilość posiadanych przez nich amerykańskich obligacji zaczęła się zmniejszać, a na linii USA - Arabia Saudyjska pojawiły się napięcia.

Cofając się jednak do lat siedemdziesiątych - ustanowiono wtedy system, w którym ktokolwiek chciał kupować ropę na rynkach światowych musiał wcześniej wymienić swoją walutę na dolary. Zapewniało to stałe zapotrzebowanie na dolara i w konsekwencji na amerykańskie papiery skarbowe.

W 2010 roku zaczęto podnosić głośno kwestię, że nowy system monetarny, nie byłby wcale taką złą ideą. Ówczesny prezydent Banku Światowego sugerował aby uwzględnić złoto jak punkt odniesienia i włączyć do międzynarodowego systemu chińskiego juana.

W 2012 roku Iran zaczął przyjmować w juanach płatności za eksport ropy do Chin. Była to odpowiedź na sankcje odcinające go od systemu SWIFT. Większość tych rozliczeń w juanach przechodziła przez banki rosyjskie.

W 2013 roku Ludowy Bank Chin ogłosił, że czas zacząć ograniczać posiadane przez Chiny rezerwy w amerykańskich obligacjach. W 2014 roku globalne rezerwy walutowe zaczęły spadać. Chińskie rezerwy utrzymywane w obligacjach USA także zaczęły się zmniejszać. Tymczasem w Szanghaju uruchomiono Szhanghai Gold Exchange, celem miało być uruchomienie handlu złotem wycenianym w juanach.

W 2015 roku Gazprom zaczął sprzedawać Chinom ropę za juany oraz zaczął rozmowy nad użyciem juanów i rubli do rozliczeń dostaw gazu w planowanym rurociągu na zachodniej Syberii. 

W 2016 roku Saudyjczycy zagrozili sprzedażą wszystkich obligacji USA w odpowiedzi na uchwałę senatu wiążącą ich z zamachami z 11 września. Wkrótce potem Chiny uruchomiły na SGE fixing złota w juanach.

Jednocześnie oficjalnie raportowane rezerwy złota zarówno Rosji jak i Chin stale rosną. Jednak po 2013 roku rosyjskie rezerwy zaczęły rosnąć jeszcze szybciej. Chiny z kolei stały się największym na świecie importerem ropy naftowej. W konsekwencji Chiny planują już od kilku lat wprowadzenie własnego kontraktu futures na ropę naftową wycenianego w juanach. 

Czy widzicie już jaki system wyłania się z tego połączenia? Powoli dolar zaczyna tracić oparcie jakie dawał mu rynek ropy naftowej. Z kolei wokół waluty chińskiej zaczyna powstawać system pozwalający eksporterom ropy sprzedawać ją za juany i wymieniać pozyskane w ten sposób rezerwy na złoto bez pośrednictwa amerykańskiej waluty.

Czy gdybyście byli krajem produkującym ropę, to ograniczalibyście jej produkcję aby uzyskać jak najwięcej "masowo produkowanego towaru" jakim są dolary? Czy też zwiększylibyście jej produkcję tak aby zakupić za nią jak najwięcej złota (którego nikt więcej nie wyprodukuje, a którego cena w nowym systemie monetarnym ma szanse znacząco wzrosnąć)?

wtorek, 16 grudnia 2014

Dlaczego tanieje benzyna?

Spadające ceny na stacjach paliw każdego z nas cieszą. Jeszcze nie tak dawno tankowaliśmy benzynę czy diesla po cenie ponad 5zł, a teraz na niektórych stacjach spadła ona już poniżej 4,40zł za litr. Wielu pewnie zastanawia się dlaczego tak się dzieje. Mam na ten temat swoją własną teorię, która postanowiłem się podzielić. 

Wydaje mi się, że nakładają się tutaj dwie płaszczyzny: biznesowa i polityczna.

W płaszczyźnie biznesowej mamy do czynienia ze znaczącym wzrostem wydobycia ropy i gazu łupkowego w USA. Ten wzrost wydobycia doprowadził do spadku cen w samych Stanach, ale dotychczas nie przekładał się na ceny na rynkach światowych. Jednak lobby producentów ropy w USA zaczeło naciskać na umożliwienie eksportu tej ropy aby powstrzymać spadek cen w kraju i ulokować za granicą część rosnącej podaży. Zakaz eksportu ropy wprowadzono w 1975 roku, w w związku z kryzysem naftowym wywołanym przez nałożone przez OPEC embargo na sprzedaż ropy Stany Zjednoczonym. Przez wiele lat USA były w coraz większym stopniu uzależnione od importu ropy i próbowały w ten sposób zatrzymać wydobywany w kraju surowiec. "Rewolucja łupkowa" zmieniła wiele - przynajmniej na krótką metę.

Informacje o możliwym zniesieniu zakazu eksportu mają wpływ na rynek międzynarodowy bo gdyby USA zniosły zakaz eksportu to cena ropy mogłaby spaść jeszcze bardziej.

W płaszczyźnie politycznej zaś na pewno Biały Dom dawkuje informacje o możliwym zniesieniu zakazu eksportu po to aby zbić ceny na świecie i zaszkodzić Rosji, której gospodarka jest skrajnie uzależniona od eksportu ropy i gazu. Wywołanie spekulacji na spadek cen ropy leży w politycznym interesie USA po to aby osłabić Rosję w jej działaniach dążących do odbudowania pozycji w byłym dominium ZSRR. Cena ropy to jest rodzaj broni ekonomicznej - pamiętajmy, że żyjemy w czasach globalnych wojen ekonomicznych, w których każda strona gra we własną grę.

No właśnie, bo w tej grze - zarówno na płaszczyźnie biznesowej, jak i politycznej jest jeszcze jeden gracz - OPEC, a w zasadzie Arabia Saudyjska, która zajmowała dotychczas pierwsze miejsce w wydobyciu ropy (wyprzedziły ją niedawno USA).

OPEC nie podjął na ostatnim spotkaniu żadnych działań, które mogłyby przełożyć się na zwiększenie ceny ropy. "- To wspaniała decyzja - powiedział uśmiechnięty saudyjski minister ds. ropy Ali an-Naimi, wychodząc po trwających pięć godzin obradach kartelu." (źródło) W co gra Arabia Saudyjska?

Na płaszczyźnie biznesowej zapewne gra na wyniszczenie konkurencji. Koszty wydobycia ropy z tradycyjnych złóż, które dominują w Arabii Saudyjskiej to zaledwie kilkanaście dolarów za baryłkę! Arabowie mogą więc pozwolić sobie na krótkoterminowe obniżenie ceny po to aby wykończyć ekonomicznie konkurentów z USA i Rosji, którzy mają znacznie wyższe koszty wydobycia. Wydobycie ropy łupkowej w USA jest bardzo kosztowne, a instalacje w Rosji kapitałochłonne i wymagające nakładów na modernizację aby podtrzymać poziom wydobycia. Arabowie mogą grać na wykończenie słabszych konkurentów i ich przejęcie. Jednocześnie na płaszczyźnie politycznej uśmiechają się do USA, któremu to zależy na wykończeniu gospodarki rosyjskiej.

Niskie ceny ropy do także gorzej dla gospodarki Iranu, z którym zarówno USA jak i Arabia Saudyjska mają na pieńku. Tutaj interesy obu graczy są zgodne. 

W tej grze jeszcze jednym graczem przy stoliku są Chiny, którym niskie ceny ropy są bardzo na rękę. Z jednej strony osłabiona pozycja negocjacyjna Rosji pozwoli im dzięki temu dyktować warunki w negocjacjach dotyczących budowy gazociągów z Syberii do Chin. Z drugiej strony osłabienie ekonomiczne producentów ropy pozwoli na ich przejęcie i zabezpieczenie w przyszłości interesów Chin poprzez udziały w złożach. Chiny są jednym z najszybciej zwiększających swoją konsumpcję ropy krajów świata i niewątpliwie z uwagą przyglądają się globalnej rozgrywce. Należy pamiętać, że dysponują one olbrzymim kapitałem zgromadzonym w rezerwach walutowych i prędzej czy później mogą wyruszyć na zakupy.

To taka moja naiwna teoria.

środa, 4 czerwca 2014

Różne znaki wskazują na malejącą rolę dolara.

Na łamach portalu obserwatorfinansowy.pl przeczytałem interesującą analizę na temat malejącej roli dolara (a w zasadzie petrodolara) w światowych rozliczeniach dotyczących ropy. Jak wiemy dolar swoją pozycję zawdzięcza ropie naftowej - temu, że jest on główną waluta rozliczeniową na rynku ropy. Teraz, gdy głównym światowym konsumentem ropy stają się Chiny, nieunikniona wydaje się zmiana paradygmatu światowego systemu monetarnego. Rola dolara w światowym systemie finansowym będzie maleć w ślad za wzrastającą rolą innych walut. Moim zdaniem, Chiny prowadzą politykę konsekwentnego budowania podstaw pod budowanie wzrastającej pozycji juana.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Oil Peak - czy umiesz sobie wyobrazić świat bez ropy?

Po przeczytaniu "Świata na rozdrożu" zacząłem bardziej rozważać w codziennym życiu i przy okazji codziennych aktywności kwestie efektywności energetycznej. W tym kontekście warto poczytać co nas może czekać i dlaczego temat Peak Oil czyli wyczerpywania się zasobów paliw kopalnych jest tematem aktualnym i nie należy go odsuwać na tak zwaną przyszłość. Tę przyszłość kształtujemy już teraz. Polecam link.

wtorek, 25 marca 2014

Krym - it is all about money...

Komentarz do wydarzeń  a Krymie - spóźniony, ale dlatego aby zachować pewną perspektywę. 

Jestem zdania, że rozgrywka o Krym i Ukrainę to gra geopolityczna pomiędzy USA a Rosją, mająca swoje podłoże w dużej mierze ekonomiczne. Kontrola Rosji nad Ukrainą to kontrola nad sporymi zasobami gospodarczymi uzależnionymi od gazu z Rosji, to także kontrola nad szlakiem przesyłu gazu na zachód i magazynami tego gazu. Kontrola nad Krymem, to nie tylko nacjonalistyczno-historyczne uwarunkowania, ale twarde biznesowe interesy. Aneksja Krymu daje Rosjanom wymierne korzyści ekonomiczne, militarne i strategiczne, które mogą zrównoważyć koszty. Policzmy:
  • złoża ropy i gazu na szelfie wokół Krymu, które teraz przejęli Rosjanie - kilkaset miliardów dolarów (źródło),
  • możliwość poprowadzenia gazociągu "South Stream" na szelfie a nie w głębinach Morza Czarnego - dziesięć miliardów dolarów (źródło, źródło),
  • przestaje obowiązywać umowa o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej na Krymie (kłopot militarno polityczny z głowy) w zamian za zniżkę dla Ukrainy na gaz - jedenaście miliardów dolarów do zwrotu przez Ukrainę, oszczędność w opłatach za bazy 97 mln USD rocznie, zniżka na gaz 2,7 mld USD rocznie (źródło),
  • sprzęt wojskowy floty Ukraińskiej (bazy wojskowe, okręty, broń) - niewycenialne aczkolwiek nie pozbawione wartości, w praktyce rozmontowano ukraińską marynarkę przejmując co najmniej osiem okrętów wojennych i jeden okręt podwodny (źródło).
Moim zdaniem kolejny etap tego konfliktu będzie miał wyraz ekonomiczny. Generalnie jestem przekonany,że funkcjonujemy już w świecie globalnych wojen ekonomicznych. potencjalnie możliwe wymiany ciosów to:
  • eksport gazu LNG z USA do Europy co może obniżyć ceny gazu w Europie, a podnieść w USA i uderzyć w interesy rosyjskie. Nie wiem czy cała intryga ie była obliczona właśnie na to żeby stworzyć nowy rynek zbytu dla gazu amerykańskiego - już od jakiegoś czasu producenci gazu naciskali na administrację aby znieść zakaz jego eksportu z USA, dla nich może to być dobry interes.
  • rosyjskie uderzenie w dolara poprzez odwetowe akcje w stylu wyprzedaży amerykańskich obligacji lub przejście we wzajemnych rozliczeniach z Chinami na inną walutę płatności za ropę (może złoto?).
Oczywiście dalej pewnie będzie kontynuowane rozgrywanie tego konfliktu poprzez wywoływanie ataków lęku i presję ekonomiczną ze strony rosyjskiej i próby rozbicia jedności europejskiej. Celej moim zdaniem są interesy ekonomiczne w pierwszej kolejności.

Nie należy zapominać jednak też, że interesy rosyjskie na Ukrainie nie są wyłącznie ekonomiczne, ale też strategiczno militarne. Rosja z państwem NATO u swych granic jest bezbronna, stąd żywotnym interesem rosyjskim jest doprowadzenie na Ukrainie do takiego zamieszania aby nikomu nie przyszło rozmieszczać tam wojska NATO.

czwartek, 13 marca 2014

"Świat na rozdrożu" Marcina Popkiewicza - dokąd zmierzamy? - recenzja książki

Dzisiaj chciałbym przedstawić recenzję książki, której lektura zajmowała mnie przez ostatnie tygodnie. Chodzi o "Świat na rozdrożu" Marcina Popkiewicza. Moim zdaniem jest to "must read" dla wszystkich którzy chcieliby w jakiś sposób poskładać sobie w jedną całość obraz otaczającego nas świata. Kryzysy ekonomiczne i ekologiczne nie są bowiem od siebie oderwane - stanowią części jednej całości, świata w którym wykładniczy wzrost prowadzi nas do nieuchronnego zderzenia ze ścianą...

Żyjemy w świecie ograniczonych zasobów. Nasz system finansowy skonstruowany jest na iluzji. Nie da się utrzymać dotychczasowego wzrostu. Na dokładkę jesteśmy w historycznym momencie, w którym szczyt światowego wydobycia ropy mamy już za sobą. Czeka nas kryzys globalny wynikający z drożejących cen energii i kolapsu systemu finansowego opartego na długu. Jak będzie wyglądał ten kryzys? Czy będzie podobny do kryzysu lat '70? Będzie gorzej...

Czytając tę książkę z każdym rozdziałem, z każdą stroną ogarniało mnie przerażenie - jak bardzo blisko jesteśmy granic możliwości wzrostu i cywilizacji jaką znamy. Jak blisko jesteśmy granic wydobycia rud metali, uranu, ropy, gazu, granic opłacalności ich przetwarzania. W jakim świecie przyjdzie nam żyć za 20-30 lat? W jakim świecie przyjdzie żyć naszym dzieciom? Przeraża mnie myśl o skali kryzysu, który nadchodzi...

Książka Popkiewicza w przystępny sposób i prostymi słowami rysuje nam obraz świata w jakim przyszło nam żyć. Świata, który musi dojść do krawędzi. Świata, który musi odejść do przeszłości, wraz z niskimi cenami energii i naszym dotychczasowym stylem życia, po to abyśmy mogli przetrwać jako cywilizacja. 

Świat, w którym przyjdzie nam żyć będzie całkowicie różny od tego, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Tylko od nas zależy jak przygotujemy do tego nas i nasze dzieci. Jak bardzo trudne będzie abyśmy wszyscy się opamiętali. Jak bardzo problematyczne i pełne dramatycznych wyborów będzie zapewnienie jakiegokolwiek bytu swoim dzieciom. Trochę zahacza to o problem teorii gier - skoro inni nie opamiętają się na czas, to ja muszę  zadbać o swoje dzieci zapewniając im zasoby finansowe - by gdy nadejdzie nieuchronna katastrofa one mogły przetrwać. Nasze dzieci i wnuki znienawidzą nas za to co zrobiliśmy z ich planetą.

Jest to najbardziej przerażająca książka jaką czytałem ostatnimi czasy. Dlaczego? Bo rysuje wizje przyszłości straszną, ale co gorsza niemalże nieuchronną i prawdopodobną tak bardzo jak otrzeźwienie tuż przed czołowym zderzeniem ze ścianą. Dostarcza tej mrożącej krew w żyłach refleksji, która każe się zatrzymać w biegu i zastanowić po co tak pędzimy i dlaczego wprost w przepaść.

Jeszcze nie jest jednak za późno. Przeczytajcie tę książkę teraz. Musimy uświadomić sobie kruchość naszej cywilizacji "prądu w gniazdku i paliwa na stacji". Musimy wybiec myślami do sytuacji kiedy te, wydawałoby się oczywiste elementy naszej codzienności będą niedostępne.

Boicie się? Ja tak.

Przeczytajcie tę książkę aby zrozumieć dlaczego.
Przeczytajcie ją teraz, bo jutro będzie już za późno.

Książkę można kupić tutaj i tutaj.
Tytuł:"Świat na rozdrożu"
Autor:Marcin Popkiewicz
Rok wydania: 2013
Wydawca:Wydawnictwo Sonia Draga
ISBN:978-83-7508-520-4

czwartek, 6 marca 2014

Złoto i ropa - jeszcze jedno spojrzenie

Kto czytał Diunę Franka Herberta zna takie powiedzenie "The spice must flow"... w dzisiejszym świecie powiedzenie to można sparafrazować "the oil must flow...". Nasza cywilizacja jest w stopniu ogromnym uzależniona od ropy naftowej. Jak narkoman od heroiny, jesteśmy w stanie oddać wszystko za ropę i robimy to. Jak czytam sobie ostatnimi czasy blog FOFOA to trochę układa mi się w głowie jak to wszystko działa.

Wyobraźcie sobie świat w którym zaczyna brakować ropy, jej ceny zaczynają rosnąc a ilość w złożach jest coraz mniejsza. Wyobraźcie sobie, że przez cały okres dotychczasowego wydobycia ropy, władcy panujący nad najbardziej zasobnym w ropę krajem, ładowali swoje skarbce kupując za petrodolary tanie złoto. Było ono tanie, bo każda prośba zwiększenia jego ceny była konfrontowana z groźbą przejścia z wymiany dolar-ropa na wymianę złoto-ropa. Władcy ładowali skarbce złotem wiedząc o tym, że ropa kiedyś się skończy, a złoto kiedyś będzie więcej warte. Wiedzieli, że będzie ono więcej warte - bo wiedzieli jak sprawią, że będzie więcej warte.

Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia Arabia Saudyjska ogłasza, że jej rezerwy ropy skurczyły się na tyle, że nie może sobie pozwolić na ich sprzedaż na eksport za nic nie warte dolary. Ogłasza zatem, że  będzie sprzedawać ropę jedynie za złoto. Jednocześnie ogłasza (albo nie ogłasza, ale okazuje się z wyliczeń), że kraj, jak i rodzina panująca mają zgromadzone rezerwy iluś tam tysięcy ton złota. Co dzieje się z ceną złota? Szybuje w górę. Co dzieje się z wartością rezerw złota rodziny Saudów? Szybują w górę. Każdy kto chce kupić ropę musi mieć złoto, aby kupić złoto, musi sprzedać wszystko, albo zastawić co się da. tymczasem Saudyjczycy sprzedają ropy niewiele, tylko tyle ile potrzeba aby podtrzymać zdychającą gospodarkę świata na kroplówce. Jednocześnie długo mogą podtrzymywać dobrobyt wewnętrzny sprzedając (po dużo wyższej cenie niż dziś) ułamek swoich rezerw złota.

Nieprawdopodobne? Dlaczego? Wydaje mi się całkiem prawdopodobne... 

Jest jeszcze kwestią do rozważenia w tym scenariuszu jak odnalazłyby się w tym Stany Zjednoczone ze swoim długiem i rezerwami złota, ale to temat na osobny wpis...

czwartek, 20 lutego 2014

Jeszcze trochę o ropie

W kontekście tego co pisałem w poprzednim wpisie na temat Peak Oil - otóż trzeba uważać, żeby nie dać się zwieść pozornie pozytywnym komunikatom medialnym na temat nowych odkryć złóż ropy.

Weźmy przykład z dnia dzisiejszego.
Rzeczpospolita donosi "Wielkie odkrycie na Sachalinie":
"Tak dużo ropy i gazu jeszcze na rosyjskim szelfie nie znaleziono. Gazprom dowiercił się u brzegów wyspy Sachalin do największego szelfowego złoża. I ma z tym problem.
Podmorskie złoże Południowo-Kiryńskie na Morzu Ochockim ocenione zostało na 464 mln ton ropy, 131 mln ton gazowego kondensatu i 682 mld m3 gazu - podała agencja Prime za gazetą Wiedomosti. To więcej, niż wynosi roczne wydobycie gazu w Rosji i blisko tyle, ile nasz sąsiad pompuje ropy."
Rozbierzmy to doniesienie na czynniki pierwsze.

Policzmy ile tak na prawdę jest tej ropy w złożu: 464 mln ton, przyjmując że 1 m sześc. ropy waży ok. 865 kg (tyle waży Urals, przyjmijmy dla uproszczenia,że tutaj będzie podobnie), to dostajemy  536.416.185 metrów sześciennych. Jeden metr sześcienny to tysiąc litrów, baryłka ropy ma 158 litrów, mamy więc 3.395.039.145 baryłek w złożu. Nie wiadomo ile z tego jest wydobywalne, ale załóżmy optymistycznie że wszystko. Na ile to wystarczy? Dzienne zapotrzebowanie świata na ropę to około 87-89 milionów baryłek, co oznacza, że wg. moich obliczeń ropy w złożu wystarczy na 38-39 dni światowego zużycia.

Dla porównania największe złoże w Arabii Saudyjskiej ma (albo miało) ponoć 71 miliardów baryłek ropy.

PS. Musiałem poprawić bo w pierwotnych obliczeniach się pomyliłem o trzy rzędy wielkości... nie zmienia to faktu, że różnica 15 dni a 39 może jest kolosalna, ale... zatrważająco mało istotna wobec skali tej liczby... co za różnica, czy największe odkryte na rosyjskim szelfie złoże wystarczy nam na dwa tygodnie czy na dwa miesiące skoro nam potrzeba ropy na dziesiątki lat!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Gospodarka świata drogiej ropy

Jestem aktualnie w trakcie interesującej lektury, o której zamierzam na blogu napisać co nieco jak skończę ją czytać. Lektura ta skłoniła mnie do zastanawiania się nad problemem kryzysu, który nas czeka. 

jesteśmy cywilizacją, w stopniu niezwykłym, uzależnioną od energii. Powszechna dostępność energii jest dla nas tak oczywista, że nie zastanawiamy się nad tym uzależnieniem włączając światło, ładując telefon komórkowy, tankując samochód, czy przeglądając internet. Jednak każda z tych czynności, które wymieniłem jest związana z konsumpcją energii. Co więcej. Cała nasza logistyka, produkcja żywności, czy nawet pozyskiwanie źródeł energii także są zależne od dostępności np. ropy.

Ropa tymczasem jest zasobem ograniczonym. Co więcej  według niektórych analiz (którym wierzę) szczyt wydobycia mamy już za sobą. Pozyskiwanie każdej kolejnej baryłki tego surowca będzie wiązało się z coraz większymi wydatkami energii co się równa większym kosztom.

Ceny energii na świecie będą rosnąć w nadchodzących dekadach.

Czy zastanawialiście się nad naturą kryzysu, który to wywoła? Oczywisty i bezpośredni skutek drogi ropy to drogi transport i problemy koncernów motoryzacyjnych. Ale droga ropa i drogi transport to także droga żywność. Droga ropa to problemy linii lotniczych. To zmiana stylu życia - być może przestanie się opłacać mieszkać na przedmieściach. Ceny takich nieruchomości pójdą w dół. Droga ropa to zahamowanie gospodarki, a zatem recesja - mniej sprzedanych towarów, mniej miejsc pracy. Droga energia to inflacja. 

Mamy zatem wizję inflacji, stagnacji-recesji gospodarczej... Co jeszcze? 

Napiszę wkrótce...

PS. 18.02.2014 - tutaj link dla zainteresowanych zgłębieniem tematu, co może podsunąć też wskazówkę jaką książkę czytam.

piątek, 19 kwietnia 2013

Ropa za złoto - czy złoto jest w bańce?

Miałem o tym napisać w 2009 roku, ale z różnych przyczyn jakoś zeszło. Zachęciła mnie natomiast do tego, aby do tematu powrócić lektura arcy-szalenie-ciekawego bloga FOFA (j.ang). 

Rzecz sprowadza się do tego, jak istotne dla zrozumienie szerszej perspektywy tego co dzieje się na świecie jest uświadomienie sobie faktu, że nie CENA jakiegoś dobra jest istotna, ale WARTOŚĆ. Stąd w dużym skrócie wylądujemy na wykresie pokazującym relację złoto-ropa.

To co mnie pochłonęło w ostatnich dniach po tąpnięciu to ponowne uświadomienie sobie, że aby ocenić czy złoto jest "w bańce" jak to niektórzy twierdzą, jest ustalenie jaka jest WARTOŚĆ złota, a nie jego CENA. Lektura bloga FOFOA była ku temu idealnym paliwem.

Zacznijmy jednak od sedna sprawy, czyli właśnie paliwa. Otóż spójrzmy wokół siebie i uświadommy sobie, że ultymatywnym źródłem rozwoju cywilizacji zachodniej w ciągu całego XX wieku jest ropa naftowa. Bez ropy nie byłby możliwy rozwój potęgi USA, nie byłoby dwóch światowych wojen i ekspansji gospodarczej na taką skalę.

Teraz ustalmy kolejny fakt, głównym źródłem ropy jest bliski wschód, zaś fakt, że za ropę płaci się w dolarach bynajmniej nie znaczy, że Arabowie te zielone papierki tak lubią. Dolary, były i nadal są bowiem tylko pasem transmisyjnym - pośrednim medium wymiany, służącym do zakupu... tak złota właśnie.

Ktoś mógłby zadać pytanie - a po co im to złoto? Ktoś inny odpowie - a na cholerę im dolary? Jak się spojrzy na wykres to dojdzie się do oczywistego wniosku, że gdyby było inaczej i Arabowie trzymali w skarbcach na pustyni dolary zamiast złota, to straciliby na tym od lat siedemdziesiątych mnóstwo WARTOŚCI swoich oszczędności bo spadła WARTOŚĆ dolara. Trzymając te samą WARTOŚĆ w złocie, przechowali ją.

Sednem jest bowiem WARTOŚĆ. Wartością jest ilość energii z baryłki ropy. Wartością jest ilość ropy za uncję złota. Nie jest istotna cena. WARTOŚĆ złota jest związana z ropą.

Tak więc wzrost ilości dolarów, napędza wzrost zarówno ropy jak i złota w tym samym (mniej więcej) stopniu, jednak relacja między nimi jest względnie stała. Od końca II wojny światowej relacja ta waha się od około 34 do około 7-8 baryłek za uncję.

Obrazuje to poniższy wykres (źródło).


Ktoś by powiedział, że rozpiętość jest duża. Ja bym powiedział, że odzwierciedla to procesy leżące znacznie głębiej niż sięga powszechna świadomość. Obserwując tę zmienność i relację można dopiero odpowiedzieć sobie na pytanie - czy złoto jest w "bańce"?

Średnia wynosi około 14-15 baryłek za uncję. Na dzień dzisiejszy ta relacja wynosi 14 baryłek za uncję. Wróciliśmy do średniej...

Spójrzmy na wykres (cena złota - różowa, cena kontraktu na Brent w Londynie - niebieska):



Odpowiedź nasuwa się sama.

PS. Ciekawy zbieg okoliczności, ale linka do tego wykresu zapisałem sobie dokładnie cztery lata temu 22 kwietnia 2009 roku.


wtorek, 31 marca 2009

Ropa a słabnący dolar

Rosja i Chiny będą koordynować ze sobą wysiłki mające na celu wprowadzenie nowej waluty, która zastąpi dolara jako dominujący środek wymiany międzynarodowej. To kolejna po sugestiach Chińskiego wiceministra finansów informacja o tym, że globalnym graczom coraz bardzie zaczyna uwierać polityka ukrytego osłabiania dolara i przerzucania kosztów deficytu rządu Stanów Zjednoczonych na ich globalnych wierzycieli.

No dobrze, ale co to ma wspólnego z ropą? Otóż słabnący dolar nie leży Rosjanom z jeszcze jednego powodu, który dla Chińczyków nie jest tak istotny. Rosja, w przeciwieństwie do Chin jest potężnym eksporterem surowców strategicznych, w tym tytułowej ropy. A słabnący dolar sprawia, że kwotowanie cen ropy w tej walucie staje się kłopotliwe. Bo trudno jest wyznaczyć rzeczywistą cenę surowca w walucie, która realnie się deprecjonuje już od wielu lat i będzie deprecjonować się jeszcze bardziej.



Jeżeli spojrzymy na ceny ropy i dolara z szerszej perspektywy to zauważymy, że od końca lat '90 następowało postępujące osłabianie się dolara względem złota, euro i franka co skorelowało się z potężnym wzrostem cen ropy. Nie dziwi to. Dlaczego? Przecież jeżeli podajemy cenę surowca (na który globalne zapotrzebowanie wprawdzie fluktuuje, ale nie jest to fluktuacja rzędu 400%!!) w walucie, której realna siła nabywcza spada - to proste prawo ekonomii mówi o tym, że ceny inflacyjnie wzrosną. Monetaryzm z resztą w prosty sposób przekłada wzrost ilości pieniądza (dziś to drukowany z pasją dolar, a wcześniej kreacja dolarowej bańki łatwego kredytu) to ceny dóbr będą wzrastały.

Mamy zatem wyjaśnienie częściowej składowej cen ropy. Pozostałe składowe to rosnąca konsumpcja i spekulacja - rzecz oczywista.

Ciekawie relacje pomiędzy wydarzeniami w świecie ropy i wzajemnymi relacjami pomiędzy dolarem a euro prezentuje poniższy wykres (pożyczony stąd - skądinąd interesującego artykułu o tymże właśnie wzajemnym oddziaływaniu rynków ropy i walutowego).

Elementy zaznaczone na wykresie:
  1. Styczeń 1999 - start euro.
  2. Styczeń 1999 - październik 2000 - euro słabnie względem dolara.
  3. Listopad 2000 - Ceny ropy z Iraku zaczynają byc kwotowane w EUR.
  4. Kwiecień 2002 - OPEC sugeruje mozlisocc przejścia z kwotowaniem ropy na euro.
  5. Kwiecień 2002 - maj 2003 - euro wzmacnia się względem dolara.
  6. Czerwiec 2003 - Ropa iracka znowu zaczyna byc kwotowana w dolarach.
  7. czerwiec 2003 - wrzesień 2003 - euro słabnie zględem dolara.
  8. Październik 2003 - luty 2004 - Rosjanie zaczynają sugerować przejście z kwotowaniem cen ropy na euro, euro umacnia się do dolara.
  9. 10 luty 2004 - OPEC nie decyduje się na przejście na EUR.
  10. Luty 2004 - Maj 2004 - euro słabnie do dolara.
  11. Czerwiec 2004 - Iran sugeruje stworzenie rynku ropy konkurencyjnego do Londynu i Nowego Jorku.
  12. Czerwiec 2004 - euro znowu zaczyna odzyskiwać wartość względem dolara.

Podsumowując. Oprócz ujawniających się od niedawna kontestatorów amerykańskiego dolara jako waluty rezerwowej, od wielu lat role dolara jako waluty rozliczeniowej rynku ropy podważają jej producenci. Myślę, że te głosy nie ucichną i będą przybierały na sile. Na nad dolarem nie będzie płakała Wenezuela. Zapewne państwa arabskie także nie będą go żałować. Pytanie co nastąpi w zamian pozostaje otwarte. Albo Euro, albo SDRy, a może chiński Juan?

Update z 23.04.2009 - Natknąłem się ostatnio na interesujący artykuł na powyższe tematy. Polecam lekturę.
-->