poniedziałek, 28 stycznia 2019

W czyim interesie działa KNF?

Niejednokrotnie na blogu krytykowałem instytucję i działania Komisji Nadzoru Finansowego. Wielokrotnie zastanawiałem się dlaczego działa ona w sposób, który w wielu przypadkach nie przynosi wcale korzyści uczestnikom rynku. Pisałem o tym w kontekście afery GetBack (Czy państwo zdaje egzamin w przypadku nadużyć na rynkach kapitałowych, czy ogólnie w gospodarce? - afera GetBack), w kontekście kryptowalut (Jak KNF nadzoruje rynek), rejestrów ostrzeżeń (Rola KNF), czy w końcu tendencji odwracania się inwestorów od rynku giełdowego (Inwestorzy indywidualni odwracają się od giełdy ).

 

Ostatnio przeczytałem w Pulsie Biznesu artykuł o tym jak to KNF postanawia "zreformować" zasady rozliczania się TFI z dystrybutorami. Artykuł ten kazał mi po raz kolejny zacząć się zastanawiać w czyim interesie działa ten urząd? Rzecz w dużym skrócie i bez wchodzenia w szczegóły sprowadza się do tego, że KNF podważyła dotychczasowy sposób rozliczania się za dystrybucję jednostek funduszy z takimi platformami jak Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku (SFI). Konsekwencją może być w ostateczności zniknięcie tej formy dystrybucji, w której klient nie jest obciążany za zakup jednostek. 

Niby chodzi o to, że płacenie z pieniędzy klientów (pobieranych w formie opłaty za zarządzanie) za dystrybucję jest nieuczciwe. Tyle, że likwitacja takiej formy rozliczeń i w konsekwencji dystrybucji spowoduje, że darmowe platformy funduszowe znikną i klienci będą skazani na kupowanie jednostek płacąc i za zarządzanie i za dystrybucję. Czyli DROŻEJ! 

Nijak nie mogę zrozumieć jak dla klienta miałoby być lepiej kupować drożej niż taniej. 

Rzecz jasna nie ma na rynku żadnej alternatywy w postaci możliwości zakupu jednostek bez opłaty dystrybucyjnej nawet bezpośrednio w TFI. Rzecz jasna też, możliwość korzystania z platformy takiej jak SFI zachęcała klientów do zawierania transakcji, zwiększała elastycznośc no i niwelowała lukę tych kilku procent opłaty pobieranej za sam zakup jednostki. 

Umówmy się, że kilka procent opłaty to dużo. Na tyle dużo, że może nie jet to uzasadnione w czasach kiedy zakup jednostki TFI jest automatycznie procesowany i księgowanym przez systemu komputerowe. Ale też na tyle dużo, żeby przywrócenie tej opłaty odgoniło od rynku kolejnych małych inwestorów. 

Jaki interes dla mnie dać się oskubać "upfront" z trzech procent inwestycji, skoro szanse, że ją odrobię na obecnym zmierzłym rynku są takie sobie?

Mało komu będzie chciało się ponosić opłaty za dostęp do takiej platformy jak SFI (nawet jeżeli będą na poziomie tylko 0,3% wartości portfela rocznie) więc kolejne rzesze inwestorów z rynku odejdą. 

Nie wiem w czyim to jest interesie. Klientów? Nadzoru? Funduszy? Giełdy?


środa, 23 stycznia 2019

Brexitować

Jest coś czego przedsiębiorcy strasznie nie lubią - tym czymś jest niepewność. No bo jak rozwijać biznes, skoro nie wiadomo co będzie? Szczególnie przedsiębiorcy nie lubią niepewności, którą funduje im państwo. Bo niestety, są mocno uzależnieni od otoczenia prawnego, a zmiany jakie państwo im funduje potrafią odwrócić sens prowadzenia biznesu o 180 stopni.


Kiedy doszło w Wielkiej Brytanii do decyzji w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej byłem pewien, że wywoła to chaos. Co więcej, przewidywałem, że chaos i niepewność pojawią się zanim brexit jako taki stanie się faktem. Ostatnie dwa lata dowiodły, że miałem rację. Brytyjscy politycy chcą jednocześnie zjeść ciastko i mieć ciastko, a im bliżej do terminu wyjścia, który w pełni zadufania w siebie zafiksowali na 29 marca, tym więcej hamletyzowania i mniej konkretów.

Nie ma się co dziwić, że przedsiębiorcy mają dosyć. Duże koncerny, które swoje siedziby miały w Londynie, przenoszą je na kontynent (przykładem jest Sony, które przenosi swoją centralę do Holandii). Banki przerzucają swoje operacje do Frankfurtu bo nie wiedzą nadal na jakich warunkach będzie można prowadzić biznes po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. 

Analitycy i ekonomiści są już zmęczeni tworzeniem coraz to nowych scenariuszy i symulacji, które nadal są cały czas w sferze prawdopodobieństw. Naiwnością jest sądzić, że ogłoszenie konkretów na kilka dni przed terminem załatwi sprawę. Przecież duża korporacja może potrzebować miesięcy aby dostosować swój biznes do nowych warunków prawnych.

Ktoś, kto sądził, że negocjacje pójdą gładko był naiwny. Unia to twór ponad dwudziestu państw, z których każde ma swoje interesy. Brytyjczycy naiwnie sądzili, że to oni będą dyktować warunki, ale chyba nie do końca przeanalizowali swoją pozycję negocjacyjną i nie przystąpili do negocjacji z jasno wyklarowanym stanowiskiem. Teraz zdaje się nadal tego stanowiska nie mają.

Zatem ktoś komu wydawało się, że ten etap przed brexitem będzie bez wpływu na gospodarkę myślał życzeniowo. Dla wielu firm mniejszym kosztem i ryzykiem jest ucieczka od chaosu niż czekanie na rozwój wydarzeń. 

Stąd nie ma się co dziwić, że firmy brytyjskie przerejestrowują statki i samoloty do innych jurysdykcji. Wiele korporacji już dało pracownikom swoich londyńskich central propozycje przeprowadzki. 

Raporty i analizy (robione teraz, a nie przed decyzją w sprawie brexitu) pokazują jednoznacznie negatywny wpływ zamieszania i wyjścia z UE na brytyjską gospodarkę, a politycy robiąc nadęte miny nie są w stanie dojść do konsensusu, czego tak na prawdę chcą.

wtorek, 22 stycznia 2019

Inwestycje alternatywne - podstawy

Na początek należałoby zapewne wyjaśnić samo pojęcie Inwestycji alternatywnych.

Czym są inwestycje alternatywne?

Uznaje się za nie wszystkie rodzaje inwestycji poza tymi tradycyjnymi opartymi o rynek finansowy, czyli akcje, obligacje bądź gotówkę. Grupa ta jest bardzo szeroka i zawierają się w niej zarówno inwestycje w kryptowaluty, metale szlachetne, obrazy, samochody kolekcjonerskie jak i nieruchomości czy venture capital.

Inwestycje alternatywne nie zaliczają się do tak zwanych tradycyjnych form inwestowania. Są one specyficzne poprzez charakter samej inwestycji, aktywa będące jej przedmiotem, specyfikę, itd. Obejmują one zakup dzieł sztuki, przedmiotów kolekcjonerskich, znaczków, monet, inwestycje w sport, etc.

Główna korzyść związana takimi inwestycjami, to przede wszystkim zmniejszenie korelacji wartości z ruchami na rynkach finansowych, zmniejszenie zmienności wahań portfela, skuteczniejsza dywersyfikacja oraz wykorzystanie niskiej korelacji z innymi, tradycyjnymi klasami aktywów. Na przykład inwestycje w dzieła sztuki są w mniejszym stopniu skorelowane z rynkami finansowymi niż różne rodzaje aktywów na tych właśnie rynkach. Takie inwestycje charakteryzują się zazwyczaj wyższa barierą wejścia i niższą płynnością (choć nie zawsze).

Niektórzy do inwestycji alternatywnych zaliczają także fundusze hedgingowe, fundusze private equity i fundusze funduszy. Ja wolałbym inna definicję. Za inwestycje alternatywne proponowałbym uznać zatem inwestycje w inne klasy aktywów nisko skorelowane z rynkami finansowymi. Pod tym względem inwestycje w ziemię i nieruchomości można byłoby zaliczyć właśnie do inwestycji alternatywnych. Złoto zaś stałoby gdzieś na granicy.


Ale czy wszystkie inwestycje alternatywne są dostępne jedynie dla wielkich inwestorów? Otóż nie. Wprawdzie dzieła sztuki mogą kosztować i miliony dolarów, ale czasem da się kupić dzieło jakiegoś perspektywicznego artysty w przystępnej cenie.

Innym przykładem mogą być monety kolekcjonerskie na których w roku 2007 można było sporo zarobić, a rozważnie lokując w nie oszczędności myślę, że będzie to możliwe także w przyszłości. Podobnie walory filatelistyczne. Także tutaj uważnie dobierając przedmiot inwestycji można nieźle zarobić. Przykładem są znaczki wycofane z obiegu, posiadające błędy czy rzadkie okazy wydane w niewielkim nakładzie. Inne przykłady to antyki, sztuka, stare rękopisy, mapy, wina (tak, tak niektórzy inwestują w wina)...

Generalną zasada która wyłania się z powyższego jest fakt, że to nie ilość pieniędzy przeznaczona do zainwestowania jest najważniejsza w tego typu inwestycjach. Tutaj (z racji niewielkiej liczby analiz dostępnych publicznie i specyfiki danego rynku) najistotniejsza jest dogłębna wiedza o przedmiocie inwestycji. Nie znając się na filatelistyce czy numizmatyce, albo obrazach trudno będzie o korzystne lokowanie w tych dziedzinach swojego kapitału.

 

Inwestycje w metale szlachetne

Tak jak już wspomniałem inwestowanie w metale ma pewne cechy inwestycji alternatywnych w tym sensie, że są one w mniejszym stopniu skorelowane z sytuacją na rynkach finansowych. Złoto jest wręcz znanym od wielu lat hedge antyinflaycjnym. W związku z tym, że wiele pisze się o złocie jako tym metalu szlachetnym, w którym warto lokować swoje inwestycje nie będę tutaj skupiał się na tym zagadnieniu. Odsyłam do innych opracowań, natomiast chciałbym poniżej przedstawić krótką charakterystykę takich metali jak srebro, platyna, pallad w kontekście inwestycyjnym.

 

SREBRO

Srebro od zarania dziejów było wykorzystywane na cele monetarne. Po odejściu od jego wykorzystania do celów bicia monety podstawowym zastosowaniem pozostało zastosowanie go w jubilerstwie i przemyśle. Wykorzystywane jest także do celów inwestycyjnych, jednak z naszej polskiej perspektywy jest znacznie mniej atrakcyjne niż złoto, ze względu na obłożenie go podatkiem VAT w całej Unii Europejskiej. Ponadto marże nakładane na inwestycyjne sztabki czy monety srebrne potrafią sięgnąć 100% ceny spot, co czyni taką inwestycję mało opłacalną. W końcu srebro jest dwa do trzech razy bardziej niestabilne od złota. Oznacza to na ogół znacznie bardziej dynamiczne wzrosty, ale i znaczne spadki, nie rzadko rzędu 30%. Wynika to z płytkości rynku i faktu, że większość wydobycia srebra pozyskuje się przy okazji wydobycia rudy innych metali (miedź, cynk).
Inwestorzy zainteresowani zakupem srebra do celów inwestycyjnych mogą nabyć (podobnie jak w przypadku złota) sztabki i monety. Jeżeli zakładamy inwestycję w wartość kruszcu a nie wartość numizmatyczną to odradzam na cele inwestycyjne wszelkie wynalazki typu monety kolekcjonerskie (chyba że kupowane poniżej ceny spot srebra). Podobnie rzecz ma się ze srebrnym złomem (sztućce służą raczej do spożywania posiłków a nie do inwestycji). Generalnie jeżeli inwestować w cokolwiek to tak, aby można było to potem zbyć po godziwej cenie.
Podobnie jak w przypadku złota istnieją także specjalistyczne fundusze inwestujące w ten metal i powiązane z nim aktywa, ale niestety nie znam żadnych dostępnych w Polsce.

 

PLATYNA

Innym metalem szlachetnym, który cieszy się zainteresowaniem inwestorów jest platyna. Jest to jeden z najrzadziej występujących na ziemi metali, którego producentami jest zaledwie klika krajów (78% produkcji platyny pochodzi z RPA, 13% z Rosji, a 5% z USA i Kanady), a który wraz z wynalezieniem katalizatorów samochodowych zyskał spore zapotrzebowanie przemysłowe. Platyna ma pewną cechę, która czyni ja interesującą dla inwestora - jest trudno dostępna. Jest niestety przez to droga, co z kolei stawia ją poza zasięgiem przeciętnych małych inwestorów. Ta trudna dostępność platyny sprawiły, że nigdy w historii nie był wykorzystywany na cele monetarne.
Z najbardziej znanych platynowych monet lokacyjnych wymienić można amerykańskiego Platinum Eagle, kanadyjskiego platynowego Maple Leaf oraz platynową australijską Koalę. Dostępne są także platynowe sztabki.

 

PALLAD

Na końcu dochodzimy do palladu, najmniej chyba znanego z metali szlachetnych, który może być przedmiotem zainteresowania inwestorów. W zasadzie jest to metal przemysłowy, a nie szlachetny. ze względu na swą rzadkość występowania jest jednak przedmiotem zainteresowania inwestorów. Pallad stosuje się w dentystyce, przemyśle chemicznym i elektronicznym. Coraz większym polem zastosowań palladu jest produkcja katalizatorów do silników diesla. Największym producentem jest rosyjski Norilsk Nickel Group (surowiec ten otrzymuje jako efekt uboczny swej podstawowej działalności jaką jest produkcja niklu.). Znaczna produkcja palladu pochodzi także z RPA. Inwestycja w pallad może przybrać formę zakupu monet lub sztabek. Są one równie trudno dostępne jak platynowe i ze względu na nietypowość, trochę cierpią z powodu niskiej płynności.

 

Numizmatyka

Numizmatyka to alternatywny sposób inwestowania i dywersyfikacji portfela inwestycyjnego. Monety kolekcjonerskie są ciekawym sposobem lokowania pieniędzy. Należy pamiętać jednak, że taka inwestycja powinna być sposobem na dywersyfikację naszych oszczędności, a raczej nie powinna być główna inwestycją. Poza tym inwestycje w monety wymagają pewnej dawki wiedzy na temat przedmiotu inwestycji.

Przede wszystkim numizmaty stanowią przedmiot inwestycji ze względu na rzadkość swojego występowania. Monety z przeszłych lat, które są w dobrym stanie zachowania i zachowały się w niewielkiej liczbie egzemplarzy mogą osiągać na aukcjach bardzo wysokie ceny.

Sztandarowym przykładem inwestowania w polskie monety kolekcjonerskie jest złota moneta o nominale 200 zł XIII konkurs pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Moneta ta została wybita w nakładzie 500 sztuk w roku 1995. W tamtym okresie można ją było kupić w cenie emisyjnej 780 zł. Dzisiaj ta moneta kosztuje około 40000 złotych. Często wymieniana jest także moneta o nominale 20 zł Szlak Bursztynowy, która w dniu emisji kosztowała 57 zł a po spadku cen z poziomu 3000 zł kosztowała potem 1800 zł.

Te dwa powyższe przykłady to najlepsze rodzynki inwestycyjne z tego rynku i trzeba się liczyć z faktem, że takich monet już pewnie nie będzie. Jednak okazje się zdarzają cały czas. Niemniej jednak lata 2008-2010 były bardzo trudne dla osób inwestujących w monety. Ze względu na wysokie nakłady większość wyemitowanych w tym okresie monet osiągnęła ceny poniżej emisyjnych. Załamanie pociągnęło za sobą także inne walory (wielu inwestorów zmuszonych było wyprzedać się ze zgromadzonych monet). Na tę sytuację nałożyło się ogólne załamanie na rynkach finansowych (chociaż generalnie twierdzi się, że rynek numizmatyczny jest odwrotnie skorelowany z giełdą to rok 2008 pokazał, że rządzi się on swoimi prawami i cyklami). Także sposób sprzedaży monet kolekcjonerskich zmieniony przez NBP w latach 2009-2010 sprawił, że znaczna część marży z potencjalnego wzrostu cen nowoemitowanych monet przepłynęła do NBP. Te zawirowania dotknęły w różnym stopniu segmenty monet starych, złotych czy srebrnych.

I w 2008 roku zdarzały się przecież okazje. W listopadzie 2008, z okazji 90 rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę został wydany między innymi banknot kolekcjonerski i złota moneta o nominale 50 zł. Moneta kosztowała w dniu emisji 370 zł i ze względu na mały nakład nie każdemu udało się ją kupić. Wkrótce potem jej cena skoczyła do poziomu 900 zł za sztukę. Banknot kolekcjonerski o nominale 10 zł był jeszcze lepszą inwestycją. W dniu emisji kosztował 15 zł za sztukę a po miesiącu 50-55 zł. Jest to kolejne uzasadnienie dla tezy, że aby odnieść w inwestycjach alternatywnych sukces trzeba dobrze orientować się w rynku.

W przypadku wszystkich monet najważniejszy jest nakład. Im niższy nakład tym wyższy potencjał wzrostu. W przypadku monet złotych, na cenę wpływa tez wartość zawartego w monecie kruszcu. Dodatkowo istotne są także walory estetyczne czy przynależność do serii.
Tak więc monety kolekcjonerskie mogą być inwestycją, nawet całkiem niezłą, pod warunkiem, że są odpowiednio dobrane o odpowiednich nakładach, w dobrych stanach zachowania i przechowywane w odpowiednich warunkach.

Warto mieć jednak na uwadze, że na numizmatyce trzeba się znać. Aby ocenić potencjał inwestorski danej monety trzeba wiele wiedzieć o tym kiedy była wyprodukowana, w jakim nakładzie i ile egzemplarzy się zachowało. Trzeba mieć też duża wiedzę aby być w stanie odróżnić od siebie warianty tej samej monety.

Na temat inwestycji w złoto przeczytasz we wpisie "Inwestowanie w złoto fizyczne".

Złote monety kolekcjonerskie - wartość kolekcjonerska i wartość kruszcu

Szczególny przypadek inwestycji w monety kolekcjonerskie to zakup monet złotych. Złote monety kolekcjonerskie są droższe niż cena samego metalu. Otóż wartość tych monet powiększa wartość numizmatyczna czy też kolekcjonerska stanowiąca niejako marżę za rzadkość i stan zachowania monety.

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wartość numizmatyczna tych monet podlega wahaniom nie do końca zależnym od cen złota. Bo kiedy temat monety staje się popularny, a sama moneta rzadka to jej wartość numizmatyczna rośnie szybciej. Szybciej może także spadać kiedy moda na daną monetę przeminie. Przykładem może być moneta złota "90 rocznica odzyskania niepodległości" o nominale 50zł. jej cena emisyjna wynosiła 370zł ale ze względu na niski nakład (8800szt) prawie natychmiast stała się niedostępna. Jej cena szybko skoczyła do 1000zł aby po kilku miesiącach spaść do około 700zł.

Jak pokazują analizy jeżeli chodzi o korelację ceny kruszcu i ceny monety kolekcjonerskiej to - bywa różnie. Bardzo różnie i czasem nawet bez jakiejkolwiek korelacji. Oczywiście cena takiej monety nie spadnie raczej poniżej ceny kruszcu bo szybko zostałaby wykupiona i przetopiona, ale wartość numizmatyczna waha się czasem dramatycznie.

Jaki z tego wniosek dla inwestora? Uważnie dobierać monety. Bo ryzyko związane ze zmiennością ich wartości jest zdecydowanie większe niż w przypadku sztabek. W zasadzie kupując złote monety kolekcjonerskie kupuje się strukturę złożoną z ceny złota i wartości numizmatycznej. Pierwsza stanowi dolne zabezpieczenie inwestycji, a druga podlega zmianom i może generować większy zysk.

 

Srebrne monety kolekcjonerskie jako inwestycja?

Rozważając możliwość dokonania inwestycji w srebro można także uwzględnić możliwość zakupu kolekcjonerskich monet srebrnych jako sposobu na inwestycję w ten metal. Pisałem już o tym w kontekście numizmatyki ogólnie. Niestety nie jest tak różowo. Otóż ceny srebrnych monet kolekcjonerskich są absolutnie oderwane od ceny zawartego w nich kruszcu. Kształtowane są przez wielkość nakładu, walory estetyczne, etc. ale nie przez zawartość metalu. Owszem zdarza się, że cena takiej monety spadnie na tyle, że zrówna się z wartością zawartego w niej srebra, wtedy rzeczywiście dla inwestora szukającego okazji może to być atrakcyjny zakup, ale też niekoniecznie. Rynek numizmatyczny rządzi się bowiem swoimi prawami. Rynek numizmatyczny przeżywał swój rozkwit w latach 2006-2007. Później w związku z rosnącymi nakładami monet emitowanych przez NBP i ze zmianami w sposobie ich dystrybucji, szanse na zarobienie na nowo emitowanych monetach stały się znikome. Zdarzało się, że ceny nowo wypuszczonych numizmatów spadały na rynku wtórnym poniżej ceny emisyjnej. Dlatego też lokowanie funduszy w numizmaty należy rozpatrywać w zupełnie osobnej kategorii od lokowania w metale szlachetne.

 

Lokata w monety Nordic Gold

Innym ciekawym pomysłem był zakup monet 2zł Nordic Gold emitowanych przez NBP do 2014 roku. Istota pomysłu sprowadzała się do zakupu woreczków menniczych (ze względu na to, że w woreczku znajduje się 50 szt. monet) monet Nordic Gold. NBP tował 2zł monety Nordic Gold jako monety okolicznościowe. W kasie NBP można je było wymienić po cenie nominalnej. Oznacza to, że przychodząc ze 100zł banknotem otrzymaliśmy worek 50 monet wart równo 100zł. Zasadnicza sprawa polegała bowiem na tym, że monety te są (nadal) prawnym środkiem płatniczym więc możemy iść do warzywniaka i kupić za nie cokolwiek (problem jednak, że sklepikarze nie znają tych monet, ale każdy bank ma już obowiązek je przyjąć).

Istota lokaty polega na tym, że wartość kolekcjonerska tych monet z roku na rok rośnie. Może nie rośnie w jakimś zastraszającym tempie, ale rośnie. A sama lokata jest bezpieczna o tyle, że w każdej chwili możemy odzyskać kwotę nominalną wsadzoną w te monety. Proste.
Oczywiście trudno jest oszacować w tym momencie jaki zysk nam przyniosą te monety. I w tym tkwi sęk. Pozytywem jest zaś dostępność i możliwość ich szybkiego upłynnienia, choćby po wartości nominalnej. W każdej chwili możemy iść do sklepu i je wydać.

Aktualnie NBP emituje nowe momenty okolicznościowe o nominale 5zł, które mogą pełnić tę samą funkcję inwestycyjno-płatniczą.

 

Znaczki

Przykładem inwestycji alternatywnej może być kupowanie selektywnie dobranych walorów filatelistycznych.

Przykładem jest seria znaczków "Ocaleli z zagłady" - z powodu błędu w jednym ze znaczków wszystkie arkusze tej emisji były na przełomie lutego i marca 2009 roku wycofywane z obiegu. Kto zdążył kupić, lub ma znajomości na poczcie mógł zaopatrzyć się w blok w cenie 35zł. Tymczasem na aukcjach internetowych cena bloku sięgała potem 130-150zł. Ponieważ większość znaczków tej emisji została jednak zniszczona i w jej miejsce wypuszczone zostały poprawione, to znaczki z błędem, które się ostały, stopniowo zyskują na wartości.

Selektywnie dobierane walory filatelistyczne mogą przynieść zysk z zainwestowanych w nie pieniędzy. Jednak aby dobrze wybrać należy kierować się znajomością dziedziny, orientacją na rynku i wyczuciem.

 

Pożyczki społecznościowe - warto się w to bawić?

Jakiś czas temu pojawił się pomysł "inwestowania" poprzez udzielanie pożyczek społecznościowych. Od samego początku byłem ostrożny względem takich wynalazków. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda interesująco. Organizatorzy serwisów służących udzielaniu takich pożyczek zapewniają o wsparciu przy windykacji należności, o ubezpieczeniu pożyczek, etc.

Mnie zniechęciła na początku jedna kwestia - rozliczanie podatków. Generalnie dla mnie nieoczywiste jak miałbym się rozliczyć jako inwestor i jaka kwotę mógłbym w ten sposób pożyczyć innym, żeby nie zostało to potraktowane jako działalność gospodarcza.

Druga rzecz to wiarygodność pożyczkobiorców, praktycznie nieweryfikowalna. Domyślam się, że średnio rzecz biorąc niska. Jest to dosyć ryzykowna zabawa, przy niewielkim marży zysku. Jak można się po pewnym czasie funkcjonowania takich serwisów zorientować - generalnie we wszystkich tego typu przedsięwzięciach dużo jest opóźnień spłaty i pożyczek windykowanych. Sama windykacja zaś też jest problemem i niejednokrotnie jest nieopłacalna przy małej skali zaangażowanych środków. Mieliśmy po drodze także przygody z likwidacją serwisów, przez które udzielano takich pożyczek, gdzie udzielający ich zostawali porzuceni sami sobie.

Jednym słowem uważam tę dziedzinę za raczej zabawę i nie traktowałbym tego na poważnie jako sposobu inwestowania.

 

Fundusze inwestycji alternatywnych

Inwestujący na rynkach finansowych poszukują często możliwości selektywnego doboru rodzaju aktywów, w które lokują swoje pieniądze. Inwestycje alternatywne pozwalają na ulokowanie pieniędzy na rynkach, które przynajmniej zazwyczaj nie są skorelowane z "mainstreamowym" rynkiem finansowym. Problem polega na tym, że chcąc inwestować w rynek sztuki, filatelistyczny czy numizmatyczny trzeba mieć pokaźny zasób wiedzy o przedmiocie swojej inwestycji.
Cóż w takim przypadku może zrobić inwestor, który takiej wiedzy nie ma, a mimo to chciałby w pewien sposób zdywersyfikować ryzyko lokując pieniądze w nieco inny sposób? Szukając odpowiedzi na to pytanie zacząłem się zastanawiać czy na rynku polskim dostępne są fundusze inwestycyjne, które pozwoliłyby na zrealizowanie takiego założenia. Mówiąc krótko, zacząłem szukać funduszy inwestycyjnych, które inwestowałyby w aktywa na rynkach alternatywnych.
Przy funduszach inwestycyjnych, niezależnie od tego w jaki rodzaj aktywów inwestują należy pamiętać, że są one jedynie wehikułem służącym do dokonywania takich operacji finansowych. Są tak sprawne jak ich zarządzający i także są podatne na różnorakie ryzyka.

Po pewnym czasie poszukiwań okazało się, że na naszym rynku nie ma zbyt wielu funduszy spełniających założone kryteria, jeżeli już są to często adresowane są do osób dysponujących znacznie grubszym portfelem. Mam przy tym dużą nieufność do tego typu wehikułów. Nierzadko kreowane nie przez rzeczywistych znawców tematu, a przez bankowych marketingowców chcących zarobić na nieznajomości rzeczy u klientów. 

Płynność inwestycji w wino

Był tez okres kiedy pojawiało się sporo publikacji naganiających do zakupu "wina inwestycyjnego", można się więc zastanowić czy to ma jakikolwiek sens.

Po pierwsze czy wino byłoby inwestycją bezpieczną na czas kryzysu (mam na myśli taki prawdziwy kryzys)? Raczej nadawałoby się wyłącznie na napój niezależnie od rocznika, ale pieniędzy byśmy nie odzyskali.

Poza tym, jeśli ktoś kupuje, dajmy na to, skrzynkę licząc na wzrost ceny, to powinien się zastanowić co z nią później zrobić. Można wypić, ale do tego służą raczej "tańsze roczniki". Sprzedać? Tu się pojawia problem, bo trzeba mieć komu sprzedać... A jaki mamy rynek na wino inwestycyjne? Chyba mniej płynny niż zawartość butelek w naszej inwestycji...  Nie jest to więc segment, w który możne lokować dużą część portfela.

Inwestycje w brylanty?

Od jakiegoś czasu Internetowi dealerzy proponują jako jeden ze sposobów inwestowania zakup brylantów. O ile sam zakup kamieni szlachetnych może rzeczywiście być interesującym sposobem dokonania inwestycji alternatywnej, to po głębszym zastanowieniu widzę jeden podstawowy problem. W mojej opinii niestety rynek kamieni szlachetnych w Polsce jest stosunkowo płytki i trudno dostępny dla przeciętnych inwestorów.

O ile ze sprzedażą złota, srebra, monet czy znaczków większych problemów nie ma - można to zrobić nawet na allegro to w przypadku brylantów (podobnie jak z resztą innych inwestycji alternatywnych jak na przykład wina) możliwość sprzedania zakupionego kamienia jest mniejsza. Bo gdzie mielibyśmy się z takim kamieniem udać? Allego? Niewykluczone, ale wiedza niezbędna do oceny kamienia jest na tyle duża, że ten kanał jest wysoce ryzykowny dla kupujących i wątpię aby się rozwinął. Zostają jubilerzy, ale oni zaproponują nam ceny z dużym dyskontem. Zostaje ewentualna możliwość odsprzedaży dealerowi, ale dyskonto także będzie spore.
Jaki z tego wniosek? Jeżeli ktoś nie ma zapewnionego kanału zbytu i nie zna rynku brylantów, niech uważa.
Jest to z resztą powszechny problem wszystkich inwestycji alternatywnych. Ich płynność jest tym niższa im bardziej niszowy jest to rynek i im większa wiedza jest niezbędna do tego aby dokonywać takich inwestycji.

Ponadto warto wiedzieć, że rynek kamieni szlachetnych jest dosyć mocno zmanipulowany przez dużych graczy.

"Brylant pozostanie brylantem tylko wtedy, gdy jego wartość nie będzie podlegać wahaniom nawet w warunkach kryzysu. Obraz brylantu jako „wiecznej wartości” tworzony przez wiele dziesięcioleci, nie może się zdewaluować. Dlatego nie możemy dopuścić do spadku cen" te słowa wypowiedziane w 2008 roku Antwerpii przez ówczesnego prezesa koncernu Alrosa (35% światowego rynku) Siergieja Wybornowa doskonale oddaje stopień zmanipulowania rynku brylantów i diamentów.

W stosunku do brylantów jestem zdecydowanie sceptyczny. O ile złoto czy srebro miało w swojej historii epizody monetarne i są powszechnie uznawane za nośnik wartości, o ile srebro i platyna mają swoje zastosowania przemysłowe, to brylanty są tylko piękne. Nie zaprzeczam, piękno tych kamieni jest urzekające, ale to wszystko. Są i owszem jakimś nośnikiem wartości, ale ich cena jest pochodną manipulacji, tylko i wyłącznie.

Wspomniałem, że inwestując w kamienie szlachetne trzeba mieć zapewniony rynek zbytu. Doskonale rozumieją to zarówno De Beers jak i Alrosa, bo w obliczu kryzysowego spadku popytu po prostu zamknęły kopalnie. W 2008 r zakupy na rynku amerykańskim spadły o ponad połowę, wydobycie zmniejszono, ale nie ograniczyło to strat koncernów wydobywczych. jak widać na Brylantach nie zawsze i nie każdemu uda się zarobić. Skoro popyt w ciągu roku może spaść o połowę i jedynym ratunkiem dla cen jest wstrzymanie wydobycia to jaki jest potencjał tego rynku?

 

Inwestycje w whisky

Niedawno pojawiła się kolejna możliwość alternatywnego inwestowania. Tym razem chodzi o inwestycje w whisky.
Usługa oferowana przez jedną z firm private investment jest oparta na współpracy z World Whisky Index i polega na fizycznym zakupie butelek lub beczek tego trunku. Zakupiona przez inwestora whisky jest ubezpieczona do poziomu jej wartości rynkowej i przechowywana w profesjonalnym magazynie w Amsterdamie. Minimalna kwota inwestycji w whisky wynosi 25 tysięcy złotych. Rekomendowany czas inwestycji to 3-5 lat. Dzięki dostępowi do platformy World Whisky Index, inwestorzy mają możliwość zbycia części lub całości portfela w dowolnym momencie.
Kwestia ma się podobnie jak z winem. Whisky jest towarem luksusowym i służy raczej do celów konsumpcyjnych.

 

Inwestowanie w sztukę czy kolekcjonowanie sztuki?

Ciekawą dziedziną inwestycji alternatywnych, szczególnie dla tych posiadających spore zasoby wolnej gotówki jest inwestowanie w dzieła sztuki. Podstawowym zagadnieniem w tym wypadku wydaje się być odpowiedź na pytanie, czy inwestowanie w sztukę może i powinno być jednocześnie kolekcjonowaniem dzieł sztuki z pobudek estetycznych. Inaczej - czy możemy być inwestorem jeżeli posiadamy emocjonalny i estetyczny stosunek do dzieła?

Moim zdaniem emocje są złym doradcą. Owszem dzieła sztuki, także te inwestycyjne, powinny zaspokajać nasze poczucie estetyki, ale kupowanie i sprzedawanie ich pod wpływem emocji (a o te przy estetycznym kontakcie z dziełem nietrudno) jest złym pomysłem.

Cytując wypowiedź z wywiadu z Andrzejem Koźmińskim, który ukazał się kiedyś w prasie:
"Istnieje, moim zdaniem mylne, przekonanie, że dzieła sztuki są dobrą lokatą pieniędzy. (...) Jeśli ktoś kupuje dzieła sztuki jako kolekcjoner - to znaczy kupuje to, co mu serce dyktuje, przeciętny przyrost cen w dłuższym czasie nie jest wyższy od przychodów pochodzących z lokat bankowych. (...) Owszem, na tym można zarobić pieniądze, jeśli ktoś zawodowo się tym zajmuje, kupuje i sprzedaje w odpowiednich momentach albo bez reszty poświęci się temu jako prywatny inwestor."
Ja się z tą opinią bez reszty zgadzam. Zatem dla przyjemności kupujmy sobie dzieła sztuki aby zaspokoić uczucia estetyczne. A inwestycyjnie tylko wtedy jeżeli zajmujemy się tym, lub chcemy się tym zająć profesjonalnie.

Inwestycje w udziały 

Ostatnio pojawiła się kolejna możliwość inwestycji typu venture capital w formie crowdfundingu udziałowego. Kolejny rodzaj inwestycji, którego specyfiki trzeba się nauczyć.

Produkty strukturyzowane

Niektórzy uznają także, że różne rodzaje produktów strukturyzowanych - typu certyfikaty na jakieś egzotyczne towary to też rodzaj inwestycji alternatywnej. jestem ostrożny co do tego, aczkolwiek dla porządku wspominam.

Bitcoin

Czy bitcoin jest inwestycją alternatywną? Chyba tak. Potrzeba wiedzy aby go zrozumieć i nie do końca jest skorelowany z rynkami finansowymi. Więcej o Bitcoinie poczytacie tu.

Płynność inwestycji alternatywnych

Gwoli podsumowania należy na koniec zaznaczyć, że jednym z istotnych aspektów każdej inwestycji jest możliwość odzyskania zainwestowanego w nią kapitału. Należy zatem pamiętać, że inwestycje alternatywne cechują się zwykle niższym poziomem płynności niż tradycyjne. Ten niższy poziom płynności wynika z faktu, że albo rynki dla danych aktywów są płytkie, albo ograniczona jest liczba kupujących, albo rządzą się one specyficznymi prawami.

W przypadku dzieł sztuki można powiedzieć, że szybka sprzedaż po atrakcyjnej cenie jest raczej wykluczona. Można nasze dzieło wystawić na aukcję, ale te są organizowane w określonych terminach i im więcej jest ono warte tym mniejsza liczba potencjalnych nabywców. Ewentualna sprzedaż przez galerię, czy antykwariat także wiąże się z oczekiwaniem na nabywcę i z zapłaceniem prowizji.

Znacznie bardziej płynny jest rynek nieruchomości, ale także tu (szczególnie w czasie kryzysu) sprzedaż może trwać nawet kilka miesięcy i nie zawsze będzie możliwość uzyskania satysfakcjonującej nas ceny.

Jeżeli chodzi o walory numizmatyczne czy filatelistyczne to istnieje dosyć szeroki rynek tego typu przedmiotów. Można je sprzedawać na aukcjach internetowych lub w sklepach specjalistycznych. Aukcje są szybkie i zwykle ilość transakcji tam zawieranych gwarantuje sprzedanie naszego przedmiotu. niemniej jednak, im droższy przedmiot będziemy sprzedawać tym dłużej będzie trzeba czekać na nabywcę. Z kolei sklepy mogą nasze przedmioty brać w komis lub odkupić, jednak często ceny przez nie proponowane są mniej atrakcyjne niż na aukcjach.

Dlatego też planując dokonania inwestycji w alternatywne aktywa lub rynki należy mieć na uwadze możliwość szybkiego wycofania się z niego i upłynnienia naszych aktywów.

Ten artykuł rzecz jasna nie wyczerpuje tematu. W zakres inwestycji alternatywnych można zaliczyć także dzieła sztuki, pamiątki, pocztówki, fotografie, autografy - o tych i innych typach inwestycji pisze wiele portali, polecam z tego wszystkiego lekturę pracy magisterskiej Zbigniewa Ostrowskiego "Inwestycje alternatywne jako forma dywersyfikacji portfela inwestycyjnego w dobie światowego kryzysu finansowego" tekst dostępny poniżej:



Tekst stanowi przeredagowaną kompilację artykułów ukazujących się na blogu w latach 2009-2011
Tekst przeredagowany i zaktualizowany w roku 2019

wtorek, 15 stycznia 2019

Pozyczka na 89,5%...

Niektórzy może się zdziwią, ale takie oprocentowanie pożyczki jak w tytule jest najbardziej możliwe. Takiego rodzaju pożyczki są na rynku oferowane przez różnej maści podmioty nie będące bankami (firmy pożyczkowe) i w pewien specyficzny sposób omijają ustawę antylichwiarską.


Ustawa ta ogranicza maksymalne oprocentowanie, ale nie ogranicza innych dodatkowych opłat i prowizji, które w przypadku takiej pożyczki składają się na istotną część jej kosztów. Ponad to "producent" ucieka się do pewnego sprytnego zabiegu, udzielając jej na małe kwoty i na krótki okres 6 miesięcy. Tym samym nie widać na pierwszy rzut oka jak wysoko jest ona oprocentowana. pożyczamy dwa tysiące, po pół roku oddajemy 2400zł i wydaje się nam, że w sumie to zapłaciliśmy tylko trochę więcej niż pożyczyliśmy. "Co to są cztery stówki". Rzecz w tym, że jak przeczytamy RRSO to włosy dęba stają. 89,5% rocznie to wychodzi, że gdybyśmy wzięli taką pożyczkę na rok, to po roku oddamy prawie drugie tyle co pożyczyliśmy. Jest to dużo i jest to szczególnie dużo w stosunku do tego jaki jest poziom stóp procentowych. 

Można się zżymać, że RRSO nie jest dobrą miarą, że ma wady, ale generalnie wypada jednak zwrócić na ten wskaźnik uwagę i zastanowić się czy korzyść wynikająca z kupienia czegoś pół roku wcześniej usprawiedliwia oddanie kilkuset złotych opłat i odsetek.

Tak wysokie oprocentowanie jest rzecz jasna kosztem, który płaci się za ryzyko że tego długu nie zwrócimy, bo i tego rodzaju pożyczki oferowane są klientom o gorszym standingu finansowym, ale... generalnie to jest prosta droga do spirali finansowej w czarną dziurę długów. Przed wzięciem takiej pożyczki warto się zastanowić czy chcemy iść tą drogą bo ona nas nie zaprowadzi nigdzie indziej tylko w tarapaty finansowe.

sobota, 12 stycznia 2019

8 wskazówek, które pomogą Ci zaoszczędzić na ubezpieczeniu samochodu - artykuł sponsorowany

Z roku na rok wzrastają stawki za ubezpieczenie samochodu. Zwiększenie liczby wypadków, kosztów napraw i siły roboczej… ubezpieczyciele mają wiele powodów do podwyżek. Ubezpieczenie auta to jeden z największych kosztów z obszaru ubezpieczeń prywatnych. Mamy dla Ciebie 8 wskazówek, dzięki którym zoptymalizujesz domowy budżet i zaoszczędzisz na składkach. 
 

1. Kup OC/AC online

Coraz więcej klientów decyduje się na zakup OC/AC przez internet. Powód jest oczywisty – w internecie jest taniej, szybciej i łatwiej. Dotyczy to także ubezpieczeń samochodu. Kupno ubezpieczenia przez internet ma tę zaletę, że w ciągu 14 dni możesz odstąpić od umowy bez żadnych konsekwencji.

2. Pogadaj ze swoim ubezpieczycielem

Jeżeli jesteś wiernym klientem i od lat ubezpieczasz się w jednej firmie, wykorzystaj to do negocjacji umowy ubezpieczenia na kolejny rok. Często jest tak, że na najniższe ceny polis mogą liczyć wyłącznie nowi klienci. Ale pozostaje jeszcze dogadanie się z ubezpieczycielem i zasugerowanie, że brak obniżki sprawi, że właśnie w tym roku kupisz polisę gdzie indziej – tam gdzie będzie najtaniej.

3. Porównaj ceny ubezpieczeń

Niby oczywiste, ale wciąż niewiele osób korzysta z tego przywileju. Sprawdzając, ile kosztuje OC online, można szybko zorientować się, gdzie jest najtaniej lub najlepiej. Porównywanie OC/AC przez internet jest bezpłatne i pozwala zaoszczędzić dużo czasu. Już w 5 min obliczysz OC na stronie porownywarka-oc-ac.pl. Wyobraź sobie, jakby to było, gdyby trzeba było dzwonić do każdego ubezpieczyciela osobno, pytać o oferty, a potem je analizować i porównywać.

4. Ubezpieczaj hurtowo

Z pewnością masz wykupionych co najmniej kilka polis – na samochód, dom, życie. Najgorzej, jeśli każda jest wykupiona w innej firmie. Jeśli masz wiele umów ubezpieczeniowych, przy najbliższej okazji przenieś je wszystkie do jednego towarzystwa. Możliwe, że dzięki temu uzyskasz dostęp do niższych stawek.

5. Dopasuj ubezpieczenie do swoich potrzeb

Płać tylko za to, co potrzebujesz. Weź pod uwagę wiek pojazdu, przebyte kilometry, swoje podróże i oszacuj, jakie ubezpieczenie będzie najbardziej przydatne. Kierowcy, którzy podróżują sporo, powinni kupić nie tylko OC, ale też np. autocasco online, które znacznie zwiększa zakres ochrony. Z innych dodatkowych ubezpieczeń poleca się również assistance, czyli doraźną pomoc w kryzysowych sytuacjach (np. gdy pęknie opona na autostradzie).

6. Wybierz płatność roczną

Nawet jeżeli Twój ubezpieczyciel proponuje płatność w ratach, zapłać za OC/ AC za cały rok z góry. To większe oszczędności, ponieważ jednorazowa płatność oznacza niższą składkę.

7. Zwracaj uwagę na szczegóły

Jeżeli kupujesz OC/AC online, zwróć uwagę na dodatkowe warianty. Z pewnością znajdziesz takie, które są Ci niepotrzebne, np. Zielona Karta (jeśli nigdy nie jeździsz za granicę) czy ubezpieczenie fotelika (jeśli nie masz dzieci). Lepiej wybrać ubezpieczenie, które naprawdę Ci się przyda.

8. Miej rękę na pulsie

Ceny ubezpieczeń szybko się zmieniają, dlatego co roku sprawdzaj najnowsze oferty u różnych ubezpieczycieli. Stawki za OC/AC różnią się w zależności od cech kierowców (wiek, staż itp.), regionu, a także ogólnych strat ubezpieczycieli w poprzednim roku. Zazwyczaj co roku obserwuje się podwyżki, ale niektóre firmy zamrażają ceny, by pozostać konkurencyjnym na rynku. Tak samo mogą zmieniać się Twoje potrzeby, dlatego monitoruj rynek ubezpieczeniowy i sprawdzaj, kto i co jest w stanie zaproponować w danej chwili.





Disclosure: Artykuł powstał w ramach odpłatnej współpracy. Otrzymałem wynagrodzenie za jego publikację

piątek, 4 stycznia 2019

Sprzedawcy złota inwestycyjnego w Polsce

Dawno temu zrobiłem na blogu listę adresów stron sklepów internetowych, gdzie w ten czy w inny sposób można kupić złoto inwestycyjne (sztabki, monety) i inne metale szlachetne. Lista ta jest dość stara i od czasu do czasu ją aktualizuję. Dziś zorientowałem się, że nie uaktualniałem jej już od dwóch lat, więc najwyższa pora posprzątać. 

Właśnie - posprzątać, bo jako, że złoto w ciągu ostatnich dwóch lat przestało być medialnym produktem inwestycyjnym (cóż, jak coś nie daje spektakularnych stóp zwrotu, to wszyscy o tym zapominają), to też i dla dealerów złota inwestycyjnego czasy były ciężkie. Rynek przeszła konsolidacja i zamykanie się co mniejszych outfitów, dla których przy barku medialnego szumu, niskie marże nie wystarczały na utrzymanie biznesu.

Z większych konsolidacji można wymienić przejęcie e-numizmatyki przez Goldenmark (dawna Mennica Wrocławska). W ten oto sposób mamy na rynku jednego tak na prawdę liczącego się dużego dealera, paru z ugruntowaną reputacją i trochę mniejszych (mnie osobiście nie znanych).

Dwa lata temu na liście było 29 adresów, teraz zostało ich 20. To coś pokazuje o rynku. Nie śmiem twierdzić, że przeczesałem cały internet i znam cały rynek, ale najważniejszych chyba namierzyłam (tak mi się wydaje). Nie znaczy to bynajmniej, że złota inwestycyjnego nie idzie kupić. Wręcz przeciwnie, jest nawet chyba łatwiej kupić z odbiorem osobistym, niż było to parę lat temu. Ja z resztą nie mam żadnych problemów z zakupem. Inna sprawa, że od lat nie kupowałem nic wysyłkowo. Moje przygody z kurierami zostawiającymi paczki pod wycieraczką wyleczyły mnie z tego (nawet pomimo tego, że są dealerzy, którzy sprzedają przez paczkomaty). Po prostu mam pod ręką źródło stacjonarne.

Zapraszam do przeglądnięcia listy sprzedawców metali szlachetnych.


-->