wtorek, 30 stycznia 2018

Robert Gwiazdowski - "Równość i (nie)sprawiedliwość. Dlaczego Piketty nie lubi bogatych?" - recenzja

Przeczytałem kolejną książkę. Tym razem poświęconą tematowi równości i sprawiedliwości społecznej, na którym wypłynęła ostatnimi czasy figura niejakiego pana Piketty z jego książką "Kapitał w XXI wieku". Autorów rozbijających w proch głupoty wypisywane przez Piketty'ego jest na świecie wielu. Dość wspomnieć, nawet w kręgach lewicowych sam Varoufakis zrównał go z ziemią.Temat sprawiedliwości społecznej poruszał ten Yaron Brook, którego przywoływałem na blogu.

Nie o nich jednak chciałem pisać, ale o kolejnej książce, którą przeczytałem. tym razem jest to książka Roberta Gwiazdowskiego, poświęcona właśnie ideom przywołanym przez pana Piketty. Książka nosi tytuł "Równość i (nie)sprawiedliwość. Dlaczego Piketty nie lubi bogatych?" i niestety nie odpowiada na postawione w tytule pytanie o stan psychofizyczny autora "Kapitału w XXI wieku". Nie oczekiwałem jednak takiej odpowiedzi bo nie miała to być biografia Piketty'ego, ale książka o tym czy faktycznie ma sens to co on napisał.


Autor dosyć sprawnie, krok po kroku, rozmontowuje argumentację dotycząca nierówności społecznych do której odwołuje się wielu socjalistów. W pierwszej kolejności wskazuje, że Piketty i jemu podobni ignorują naturalne przyczyny powstawania nierówności )geograficzne, genetyczne, intelektualne, etc). Socjaliści mają tendencję do uważania nierówności za złe same w sobie nie zastanawiając się, skąd się biorą. Tymczasem w wielu przypadkach nierówności są elementem naturalnego stanu rzeczy, zawsze były i będą. Tymczasem próba wyrównywania ich bez zrozumienia ich istoty skutkuje utopią. Kończy się tym, czym był komunizm, tryumfem ideologii nad faktami. 

Gwiazdowski zręcznie przytacza zaś fakty rozbijające argumentację Piketty'ego. Wychodząc od wykazania, że równość powinna być rozumiana wyłącznie w sensie formalnoprawnym, a nie w sensie majątkowym. Tylko równość rozumiana jako równe traktowanie przez prawo i instytucje, tworzenie równych szans - to tylko jest równość, która ma sens. Próby wyrównywania nierówności majątkowych zawsze będą wiązały się z przymusem, a aparat przymusu to zawsze tworzenie większych nierówności. "Egalitaryzm jest możliwy do osiągnięcia tylko poprzez naruszenie praw natury, wolności i zasady równości wobec prawa. Skoro bowiem istnieją naturalne różnice między ludźmi, to można je zniwelować tylko poprzez nierówne ich traktowanie."

Porażające jest to, że ta prosta i oczywista prawda nie dociera do większości ludzi, którymi raczej rządzi zawiść niż logika. Nadal politycy (i nie tylko) próbują udowadniać tezę o "sprawiedliwości" progresywnego systemu podatków, zapominając, że na logikę nie ma on "sprawiedliwego" uzasadnienia. Gwiazdowski badzo dokładnie to wykazuje w wielu miejscach książki.

Zwraca uwagę, że na przestrzeni dziejów zawsze występował pewien stosunek bogatych do biednych i to na poziomie jednostek jak i całych narodów. Wynika to choćby z tego, że przyroda nie obdzieliła po równo wszystkich miejsc na ziemi i wiele niestety zależy od miejsca urodzenia. Natura  samej istocie nie jest sprawiedliwa, nie daje wszystkim po równo. Co ciekawe jednak nierówności globalne się zmniejszają. Dzięki eksportowi kapitałów z krajów bogatych do biednych, te drugie doganiają pod względem stopy życia te pierwsze. Socjaliści chcieliby jednak zahamowania tego przepływu tak by kierować kapitał bogatych tam gdzie oni by chcieli a nie tam gdzie miałoby to najbardziej rozsądne ekonomicznie uzasadnienie.

Śmiałe zdanie pada w pewnym miejscu "socjaliści to ludzie, którym się nie powiodło". Ja się z tym zgadzam. Jest coś neurotycznego w tym, że chcąc równać wszystkich będziemy jednych traktować lepiej a drugich gorzej. Jest też coś z grzechu pychy w wierze, że ma się monopol na decydowanie co jest sprawiedliwe a co nie.

Gwiazdowski w dosyć zręczny sposób rozprawia się z kolejnymi "mitami Piketty'ego", czy to chodzi o akumulację bogactwa (np. z wiekiem się ono kumuluje u każdego), czy też wykazując, że 25 lat temu niewielu dzisiejszych najbogatszych należało do najbogatszych. Fortuny nie są więc, jak chciałby to uzasadnić Piketty wynikiem dziedziczenia (do którego z resztą nic nikomu), ale szczęścia, trafnych decyzji czy talentu. Wskazuje też, że to władza jest często powodem powstawania nierówności i aparat państwowy odgrywa w tym niebagatelną rolę. "Największa nierówność polega bowiem na tym, że jedni posiadają władzę, a inni jej podlegają!"

Autor  wytyka też Piketty'emu elementarne błędy takie jak mylenie "oszczęsności" z rynkową wyceną majątku. Wykazuje przy tym dobitnie na przykładach absurdalność pomysłu opodatkowania majątku czy niezrozumienie pewnych problemów przez (nazwijmy ich) "zwolenników równości". Gwiazdowski wskazuje, że nie da się stworzyć teorii podziału uwzględniającej wszystkie czynniki i zmienne.

Bardzo dużą część tej książki poświęcona była kontrargumentom przeciw progresji podatkowej. Na moje oko trochę zbyt duża i szczerze mówiąc momentami mi się dłużyła. Fakt faktem argumenty są celne i jest ich wiele. Problem został potraktowany zdecydowanie wieloaspektowo. Gwiazdowski wykazuje na wielu przykładach jak to system podatku progresywnego jest de facto niesprawiedliwy, zniechęca do większego zaangażowania i de facto kara za większą produktywność i staranność.

Progresja podatkowa służy jednak wzbudzaniu przez polityków emocji i wygrywaniu wyborów, a nie rzeczywistemu niwelowaniu różnic. Ze szkodą dla społeczeństwa rzecz jasna.

Na koniec Gwiazdowski wytyka apologetom równości (takim jak Piketty), że sami są elementem tej nierówności, którą, jak twierdzą, zwalczają. Podaje wiele przykkładów publicznych wypowiedzi różnych polityków czy biznesmentów, które były raczej wyrazem hipokryzji niż autentycznym opowiedzeniem się (swoimi pieniędzmi) za egaliarystycznymi ideałami.

Książkę tę czytało mi się nieźle. Zabrakło mi w niej jednak szerszego podsumowania, jakiejś celnej konkluzji, zamykającego wszystko rozdziału, który by ten wywód ładnie zamknął. Polecam jej lekturę wszystkim, którzy rozważają kwestie równości ekonomicznej w swoich myślach a chcieliby usłyszeć logiczną i rzeczową argumentacją dlaczego twórca "Kapitału w XXI wieku" się głęboko myli.

Równość i (nie)sprawiedliwość. Dlaczego Piketty nie lubi bogatych?
Książka o nierównościach i błędzie idei egalitaryzmu ekonomicznego.
Wydawca: Fijorr publishing
Data wydania: 2016
ISBN: 9788364599378
Równość i (nie)sprawiedliwość. Dlaczego Piketty nie lubi bogatych?
Robert Gwiazdowski - "Równość i (nie)sprawiedliwość. Dlaczego Piketty nie lubi bogatych?" - recenzja
Książkę tę czytało mi się nieźle. Zabrakło mi w niej jednak szerszego podsumowania, jakiejś celnej konkluzji, zamykającego wszystko rozdziału, który by ten wywód ładnie zamknął. Polecam jej lekturę wszystkim, którzy rozważają kwestie równości ekonomicznej w swoich myślach a chcieliby usłyszeć logiczną i rzeczową argumentacją dlaczego twórca "Kapitału w XXI wieku" się głęboko myli.
Date published: 12/01/2018
4

niedziela, 28 stycznia 2018

Wyższe wynagrodzenia od 2018 roku – co to znaczy dla rynku pracy? - artykuł odpłatny

Pojęcie płacy minimalnej zostało stworzone po to, by dać każdej osobie zatrudnionej na umowę o pracę gwarancję pensji w wysokości wystarczającej do życia. Chociaż nadal nie jest to wymarzona kwota, od początku XXI wieku wynagrodzenie minimalne w Polsce konsekwentnie rośnie i w tym roku dobiło do 2100 zł brutto.  Co to znaczy dla rynku pracy i dla ciebie?



Od czego zależy wysokość płacy minimalnej?


Zazwyczaj wysokość minimalnego wynagrodzenia oblicza się w oparciu o prognozowaną na kolejny rok wysokość inflacji, czyli wzrostu cen, oraz również o dwie trzecie realnego wzrostu gospodarczego. Wysokość wynagrodzenia od tego roku będzie też w pełni obowiązywać osoby, które dopiero zaczynają w swoim życiu pracę zarobkową na pełen etat. Ci z kolei, którzy będą odchodzić z firm po wielu latach, mogą liczyć także na wyższą odprawę (31 500 brutto) w przypadku zwolnień grupowych.*

*zródło: mpips.gov.pl/ktualności-wszystkie/np.,5536,8860,placa-minimalna-w-2018-r-.html

2100 brutto – ile to na rękę?

Płaca minimalna określana jest w postaci kwoty brutto, a więc cześć z niej nie wpadnie do naszego portfela, ale odejdzie na poczet podatków i ubezpieczeń obowiązkowych. Wchodząc w szczegóły, od kwoty brutto 2100 zł odjąć musimy następująco:
  • ubezpieczenie emerytalne – 204,96 zł
  • ubezpieczenie rentowe – 31,50 zł
  • ubezpieczenie chorobowe 51,45 zł
  • ubezpieczenie zdrowotne 163,09 zł
  • podatek dochodowy 119 zł
Wynika z tego, że suma dodatkowych opłat wynosi 570 zł, w związku z czym na nasze konto realnie wpadać będzie co miesiąc dokładnie 1530 zł (kwota netto).

Stawki godzinowe i nocne?

Zmianie uległy też stawki godzinowe w 2018 roku. Jeszcze do niedawna minimalna stawka za godzinę pracy brutto wynosiła 13 zł, a od tego roku wzrasta ona o 70 groszy. Nad przestrzeganiem nowych przepisów czuwa cały czas Państwowa Inspekcja Pracy, a niepłacenie minimalnej stawki grozi grzywną nawet do 30 tys. złotych. Podobnie ma się sytuacja w przypadku dodatków za pracę w nocy, od 22 do 7 rano. Dopłata nadal wynosi 20% do pensji minimalnej, co oznacza i tak oznacza realny wzrost kwoty. Zmiany dotyczą także osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze pracy, np. na pół etatu – również ich najniższa pensja nie może wynieść mniej niż proporcjonalne 1050 zł brutto.

A co, gdy szef płaci poniżej progu minimalnego?

W przypadku każdej niedogodności w zakresie wynagrodzenia, w pierwszej kwestii powinniśmy ten problem omówić z naszym pracodawcą. Jeśli to nie daje realnego rezultatu i czujemy, że nie dogadamy się z szefem, zawsze taką sytuację możemy zgłosić do Państwowej Inspekcji Pracy, która powinna wszcząć kontrolę i egzekwować prawa pracowników. Z powiadomieniem inspekcji poczekać musimy jednak do miesięcznego rozliczenia.
Do tego czasu, szczególnie biorąc pod uwagę jednoczesny wzrost cen w sklepach (inflacja), możemy mieć problem z finansami i „wyrobieniem się do pierwszego”. Na szczęście, zanim wybije ta czarna godzina, możemy sięgnąć po tymczasowe rozwiązanie – pożyczkę na 30 dni, którą za pomocą Internetu otrzymamy ekspresowo i bez zawiłych formalności. Wystarczy znaleźć firmę, zarejestrować się na stronie i wypełnić formularz. Jeszcze tylko przelew weryfikacyjny, a potem zostaje już tylko czekać na decyzję. Przykładem jest pożyczka na 30 dni od Vivus, jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm tego typu w kraju. Szybka pożyczka na miesiąc to dobra opcja na chwilowe kryzysy finansowe, które przecież zdarzyć się mogą każdemu.

Zmiany urlopowe

W 2018 mają również nastąpić pozytywne zmiany w kontekście brania urlopów przy umowie o pracę. Urlop służy głównie regeneracji, na którą powinien pozwolić sobie każdy, w związku z tym utrudnione będzie przekładanie dni urlopowych na następny rok. Ponadto, po zmianach każdemu pracownikowi przysługiwać będzie 26 dni urlopowych, a nie tak jak dotychczas – tylko tym, którzy przepracowali już odpowiednio długi okres.
Źródła:
  • polskieradio.pl/42/259/Artykul/1977127,Placa-minimalna-w-gore-wyzsze-dodatki-i-odszkodowania
  • forbes.pl/finanse/skutki-podniesienia-placy-minimalnej-w-polsce/cwzl3s7
  • pl.wikipedia.org/wiki/P%C5%82aca_minimalna




Disclosure: Artykuł powstał w ramach odpłatnej współpracy. Otrzymałem wynagrodzenie za jego  publikację

piątek, 26 stycznia 2018

Czy kryptowaluty mogą być substytutem dla złota?

Według publikacji przygotowanej ostatnio przez World Gold Council odpowiedź na pytanie postawione w tytule brzmi "nie". WGC podaje na te okoliczność szereg argumentów, które chciałbym tutaj streścić.

W pierwszej kolejności WGC zwraca uwagę na zmienność notowań kryptowalut, które wprawdzie zaliczyły znacznie wyższe wzrosty niż złoto, w ciągu ostatniego roku, ale też potrafiły zaliczać znaczące kilkudziesięcioprocentowe spadki w ciągu kilku dni. Zmienność ma znaczenie przy konstrukcji portfela inwestycyjnego. Po prostu nie bierze się pod uwagę wyłącznie wzrostu, czy też potencjału wzrostu danego aktywa, ale uwzględnia się też ryzyko zmiany wartości w przeciwną stronę.

Co więcej duża zmienność kursu ogranicza zastosowanie kryptowalut jako medium transakcyjne.

WGC zwraca uwagę także na znacznie większa płynnośc na rynku złota. Co by tu nie mówić o tym, że jest ona stworzona przez derywaty, to ona jest 100 razy większa niż cały rynek kryptowalut. Poza tym kwestie technologiczne stojące za bitcoinem znacząco zmniejszają jego płynność i możliwość szybkiego wyjścia z inwestycji.

WGC wskazuje także, że strona popytowa na rynku złota jest bardziej zróżnicowana i nie składa się wyłącznie ze spekulantów, co ma swoje stabilizujące znaczenie dla ceny. Znaczące znaczenie ma popyt z sektora biżuterii, który stanowi od 50 do 50 procent strony zakupowej.

Strona podażowa złota to około 3200 ton złota wydobywanego rocznie i dodatkowo praktycznie całe złoto jakie zostało wydobyte kiedykolwiek. Złoto jest praktycznie w 100% poddawane recyklingowi i opłaca się poddawać temu recyklingowi nawet jego małe ilości. Argumentacja WGC idzie w kierunku takim, że taka struktura podaży lepiej zaspokaja potrzeby inwestycyjne i jest bardziej elastyczna cenowo.

W końcu mamy argument o tym, że rynek słota jest uregulowany, a na kryptowalutach mamy "wild wild west" co skutkuje tym, że mamy różne regulacje podatkowe w różnych krajach, padające giełdy, piramidy, scamy, etc.

Dla chętnych link do pełnego raportu.



wtorek, 16 stycznia 2018

Niemcy część rezerw walutowych ulokują w chińskiej walucie

Podczas spotkania w Hongkongu członek zarządu Bundesbanku Andreas Dombret poinformował, że niemiecki bank centralny zacznie lokować część swoich rezerw w chińskich juanach.Waluta ta znajduje się już w koszyku rezerw ECB, które w zeszłym roku ulokowało w niej 500 mln euro. Także Banque de France część rezerw lokuje w juanach.

Niemcy podkreślają rosnące znaczenie chińskiej waluty na rynkach międzynarodowych. Mamy więc kolejny drobny kroczek na realizowanej przez Chiny ścieżce do większego umiędzynarodowienia swojej waluty.

sobota, 13 stycznia 2018

Nima Sanandaji "Mit Skandynawii czyli porażka polityki trzeciej drogi" - recenzja

Nie raz nie dwa można słyszeć jakim to wzorem do naśladowania w kwestii polityki gospodarczej i społecznej są państwa skandynawskie. Apologeci interwencyjnej roli państwa wychwalają rolę "państwa dobrobytu" opartego o wysokie podatki i świadczenia socjalne. Nima Sanandaji opierając się o twarde dane rozbija ten mit w drobny mak.


Jest to zdecydowanie książka dla tych, którzy chcieliby przekonać się czy racją jest twierdzenie, jakoby możliwym był rozwój gospodarczy i podnoszenie warunków życia w tzw. "welfare state".  Okazuje się, że większość z wychwalaczy skandynawskiego modelu funkcjonowania państwa i gospodarki nie rozumie co on tak na prawdę oznacza, dlaczego było możliwe jego stworzenie i nie wie, że jest to potwór pożerający samego siebie.

Jasno, precyzyjnie i czytelnie, podając na dowód twarde dane, autor rozprawia się z kolejnymi iluzjami co do gospodarek krajów takich jak Szwecja, Norwegia, Dania czy Finlandia. Wskazuje, że budowa "państwa dobrobytu" w latach siedemdziesiątych była możliwa tylko i wyłącznie dzięki kulturze pracy i liberalizmowi gospodarczemu, które były obecne w tych krajach na przełomie XIX i XX wieku. Rozbudowa socjalistycznego modelu państwa, doprowadziła de facto do stagnacji i nie przyczyniła się w żaden znaczący sposób do poprawy warunków życia ludzi. Sprawiła przy tym, że wytworzyła się kultura "życia na socjalu" i eksploatacji państwa, które z absurdalnie wysokimi podatkami przestaje mieć już kogo grabić.

Okazuje się, że większość dużych przedsiębiorstw w krajach skandynawskich powstała  przed wprowadzeniem socjalistycznej polityki "trzeciej drogi", a od lat siedemdziesiątych liczba nowo zakładanych przedsiębiorstw gwałtownie spadła. Sami zaś założyciele wielkich firm wynieśli się z ojczystych krajów. Jeszcze w 1975 roku Szwecja była czwartym najbogatszym krajem na świecie, ale już w połowie lat dziewięćdziesiątych spadła na trzynaste miejsce. Rejestrowane i ukryte bezrobocie jest gigantyczne, a odsetek ludzi pozostających na utrzymaniu jakiś form pomocy państwa znacznie przewyższa inne kraje. Wysoki odsetek niepracujących ze względów "zdrowotnych" stoi w znaczącym kontraście do wydłużającej się długości życia i jakoby doskonałym stanie opieki zdrowotnej w tych krajach.

Jednocześnie przy zwiększającej się liczbie ludności, wskaźnik powstawania nowych miejsc pracy netto w sektorze prywatnym jest np. w Szwecji bliski zeru. Rosnąca rzesza ludzi pozostaje zatrudniona czy to w sektorze państwowym, czy też utrzymuje się z zasiłków. Coraz mniej jest jednak tych, którzy w stanie lub są chętni  płacić podatki aby utrzymywać ten moloch.

Problem polega na tym, że system podatkowy konstruowany jest w sposób taki aby większość podatków była ukryta przed zwykłym człowiekiem. Społeczeństwo więc myśli, że jest opodatkowane niżej niż w rzeczywistości kiedy doliczy się wszystkie daniny płacone przez pracodawców i podatki pośrednie.

Jednocześnie porównując dane z różnych krajów dochodzi się do wniosku, że poziom życia w krajach nordyckich nie jest w cale zasługą tej socjalistycznej polityki. Autor przytacza dane, z których wynika, że dokonuje się on niemal wbrew obciążeniom podatkowym. 

Autor rozbija także mit o równości płci. Gdy przeanalizuje się dobrze dane, to dochodzi się do wniosku, ze nierówności są nawet większe niż w innych krajach.

Co ciekawe, system stworzony w Skandynawii jest atrakcyjny dla polityków. Nie dziwi więc, że próbuje się go naśladować, co kończy się niespecjalnie dobrze. Co więcej, same kraje skandynawskie odchodzą od dotychczasowej polityki liberalizując gospodarkę i obniżając opodatkowanie. Nie są one bowiem żadnym wyjątkiem od praw ekonomii, święciły one sukcesy na początku XX wieku kiedy aparat państwowy był mniej rozbudowany i to w oparciu o te sukcesy i specyficzne cechy kulturowe ówczesnych pokoleń (połączone z zasobami surowcowymi w przypadku Norwegii) były w stanie stworzyć i dosyć długo utrzymywać bardzo kosztowny i opresyjny system społeczno-gospodarczy. 

Mit państwa dobrobytu upada także kiedy spojrzy się nań przez pryzmat poziomu zadowolenia z życia i chęci do posiadania potomstwa. Okazuje się, że w krajach, w których posiadanie i wychowanie dzieci jest najbardziej wspierane, rodzi się ich coraz mniej.

Mamy zatem opartą o dane empiryczne analizę pokazującą, że historia skandynawskiego sukcesu była stworzona zanim, wprowadzono w latach sześćdziesiątych politykę "państwa dobrobytu", które zdusiło przedsiębiorczość i chęć działania w społeczeństwach tworząc rzesze ludzi uzależnionych od socjalu. Autor w przystępny i czytelny sposób wykłada swoje tezy. Książkę czytało mi się naprawdę dobrze i szybko, a zawarte w niej tabele statystyczne dobrze ilustrowały omawiane kwestie. polecam tę książkę wszystkim, którzy chcą wyrobić sobie zdanie i mieć argumenty na dyskusję z ignorantami marzącymi o "skandynawskim modelu społeczno-gospodarczym".

Mit Skandynawii czyli porażka polityki trzeciej drogi
Obalenie mitu o wyjątkowości społeczno-gospodareczej polityki krajów skandynawskich.
Wydawca: Fijorr publishing
Data wydania: 2016
ISBN: 987-83-64599-25-5
Mit Skandynawii czyli porażka polityki trzeciej drogi.
Nima Sanandaji "Mit Skandynawii czyli porażka polityki trzeciej drogi" - recenzja
Oparta o dane empiryczne analiza pokazująca, że historia skandynawskiego sukcesu była stworzona zanim, wprowadzono w latach sześćdziesiątych politykę "państwa dobrobytu", które zdusiło przedsiębiorczość i chęć działania w społeczeństwach tworząc rzesze ludzi uzależnionych od socjalu. Autor w przystępny i czytelny sposób wykłada swoje tezy.
Date published: 10/01/2018
5

środa, 10 stycznia 2018

Jakie zalety powinno mieć dobre konto oszczędnościowe? Sprawdzamy - artykuł sponsorowany

Konto oszczędnościowe to jedno z najpopularniejszych i najbezpieczniejszych narzędzi bankowych, służących do gromadzenia i pomnażania kapitału.

Otwarcie takiego rachunku często bywa pierwszym (i najważniejszym) krokiem do rozpoczęcia długofalowego oszczędzania. W artykule omówimy najważniejsze zalety konta oszczędnościowego. Sprawdzimy także, który z dostępnych na rynku rachunków warto wybrać.
 

Konto oszczędnościowe to rachunek bankowy, służący gromadzeniu oszczędności.
W przeciwieństwie do klasycznego ROR-u jest on oprocentowany. W zależności od banku wysokość oprocentowania wynosi obecnie od 1 do 3 proc.

Główne zalety konta oszczędnościowego

Konto oszczędnościowe powinno być niezbędnym elementem portfela inwestycyjnego. Jego zalety docenią nie tylko początkujący, ale również doświadczeni oszczędzający. Do najważniejszych należą:

Możliwość dokonywania swobodnych wpłat i wypłat

Jedną z najważniejszych zalet konta oszczędnościowego jest możliwość swobodnego dokonywania wpłat i wypłat. Jeśli okaże się, że pod koniec miesiąca na Twoim rachunku osobistym zostanie kilkadziesiąt, a nawet kilka złotych, nic nie stoi na przeszkodzie, aby kwota ta zasiliła konto oszczędnościowe.
Jeśli na Twojej drodze pojawią się nieplanowane wydatki, w każdej chwili będziesz mógł sięgnąć po zgromadzone środki. Bez ryzyka utraty wypracowanych odsetek.
Pamiętaj jednak - większość banków umożliwia wykonanie jednego darmowego przelewu miesięcznie. Jeśli zechcesz wykonać kolejny, musisz liczyć się z koniecznością poniesienia dodatkowych opłat. Często stosunkowo wysokich.

Zysk już od pierwszej złotówki

Każda złotówka zgromadzona na koncie oszczędnościowym generuje zysk. Nawet wtedy gdy śpisz, oglądasz ulubiony serial lub gotujesz. Oszczędzanie na koncie oszczędnościowym jest więc zupełnie bezwysiłkowe, a ryzyko z nim związane - zerowe.

Całkowite bezpieczeństwo kapitału

Gromadzenie środków na koncie oszczędnościowym to jeden z najbezpieczniejszych sposobów na pomnażanie kapitału. Wypracowany zysk jest pewny, a jego wysokość - z góry określona.

Stały dostęp do pieniędzy

W przeciwieństwie do lokaty, zgromadzone na koncie oszczędnościowym środki nie są zamrażane. Możesz sięgnąć po nie w każdym momencie i sytuacji - aby sfinansować naprawę samochodu, kosztowną wizytę u lekarza czy zabieg medyczny w prywatnej klinice. Choć kolejne przelewy na konto osobiste mogą generować dodatkowe koszty, świadomość, że pieniądze są pod ręką zapewni Ci spokojny sen i finansowe bezpieczeństwo.

Możliwość otwarcia przez internet

Wiele banków umożliwia otwarcie konta oszczędnościowego przez Internet. Bez konieczności wizyty w stacjonarnym oddziale.
Takie rozwiązanie pozwala oszczędzić nie tylko sporo czasu, ale również… nerwów. Męczące stanie w korkach, uciążliwe szukanie miejsca parkingowego i długie oczekiwanie na obsługę - zakładając konto online skutecznie wyeliminujesz taki scenariusz.

Dobre konto oszczędnościowe

Aby konto oszczędnościowe spełniło wymagania swojego właściciela powinno być:
  • * wysoko oprocentowane. Im wyższa wysokość odsetek, tym wyższy zysk. Wybierając konto oszczędnościowe zwróć więc uwagę przede wszystkim na ten parametr;
  • * niedrogie. Celem prowadzenia rachunku oszczędnościowego jest przecież gromadzenie i pomnażanie kapitału. Opłaty związane z jego otwarciem, użytkowaniem czy przelewami powinny być więc jak najniższe;
  • * dostępne. Dostęp tylko w oddziale banku? Takie realia należą już do przeszłości. Aby konto oszczędnościowe okazało się naprawdę użyteczne, powinno być dostępne przez Internet, telefon i aplikację mobilną;
  • * łatwe w użytkowaniu. Przejrzysty panel i intuicyjny interfejs sprawią, że korzystanie z konta będzie proste i… wyjątkowo przyjemne.
Jeśli szukasz konta oszczędnościowego z naprawdę atrakcyjnym oprocentowaniem, wybierz to, oferowane przez Getin Bank. Opinie na jego temat nie pozostawiają wątpliwości.

Konto oszczędnościowe w Getin Bank - opinie

Jako główną zaletę konta oszczędnościowego w Getin Banku jego właściciele wymieniają najwyższe na rynku oprocentowanie (2,5 proc.) i co za tym idzie - możliwość wygenerowania stosunkowo wysokich, pewnych zysków.
Ogromne znaczenie ma także możliwość realizacji przelewów poprzez system bankowości internetowej, mobilnej, telefonicznej lub w oddziale banku. Osoby, posiadające konto oszczędnościowe w Getin Banku mogą korzystać z niego także poprzez aplikację mobilną. A to oznacza możliwość wykonywania operacji w każdym miejscu, o dowolnej porze.
Pozytywne opinie użytkowników potwierdzają także branżowe portale. Konto oszczędnościowe w Getin Banku zajęło pierwsze miejsce w kategorii w rankingu portalu Totalmoney.pl.

Disclosure:  Powyższy tekst stanowi artykuł sponsorowany i nie jest tekstem mojego autorstwa. Za opublikowanie na blogu powyższego tekstu otrzymam wynagrodzenie.

piątek, 5 stycznia 2018

CHF powrócił do poziomu sprzed "armagedonu"

Za niecałe dwa tygodnie będziemy mieli trzecią rocznicę pamiętnego dnia, kiedy wszystkim posiadającym kredyty we frankach szwajcarskich zadrżało serce. Wtedy 15 stycznia 2015 roku Szwajcarski Bank Centralny niespodzianie ogłosił, że nie będzie utrzymywał kursu franka na poziomie 1,2 do euro. W ciągu minut kurs skoczył nawet do 5zł za CHF aby ustabilizować się później na poziomie około 4,2zł za franka. 

Blady strach padł na posiadaczy kredytów walutowych, tak gwałtownych zmian kursu nikt bowiem nie brał pod uwagę. realne straty zaś ponieśli gracze na rynku forex, którym po czasie nieuczciwe domy maklerskie anulowały wykonane już zlecenia. Nie o tym jednak chciałem pisać.

Dziś, po trzech latach (w trakcie których SNB aktywnie zniechęcał do trzymania depozytów we frankach przez ujemne stopy procentowe i zakupy bezpośrednie na rynkach zagranicznych) mamy sytuację w której kurs franka do złotówki powrócił do poziomów sprzed pamiętnego "czarnego czwartku". 

Po części jest to zasługa umocnienia się euro do franka, po części zaś jest to efekt umocnienia się złotówki. Kurs euro do franka także zbliżył się do poziomów sprzed uwolnienia parytetu, ale jeszcze do nich nie wrócił.

Na pewno posiadacze kredytów w CHF mogą teraz czuć się trochę spokojniejsi, ale pomni wydarzeń sprzed trzech lat powinni mieć się na baczności i korzystać z okazji aby niwelować swoje ryzyko walutowe. Jeżeli ktoś może powinien, moim zdaniem, mieć pewne rezerwy finansowe w walucie kredytu. Przy znikomych stopach procentowych koszt alternatywny utrzymywania takiej poduszki finansowej w CHF jest niewielki w porównaniu z korzyścią jaką daje niwelacja ryzyka walutowego np. dla kulkunastu rat na przód. 

Mam przeczucie, że o ile złotówka może się jeszcze przez chwilę umacniać, to taki stan nie będzie trwał wiecznie i pewnego dnia nadejdzie odwrócenie trendu. Lepiej być na taką okoliczność przygotowanym.

wtorek, 2 stycznia 2018

Murray Rothbard "Złoto, Banki, ludzie" ("What has government done to our money?") - recenzja

Książka "What has government done to our money?" jest znana w kręgach interesujących się austriacką szkołą ekonomii. Stwierdziłem, zatem że nie wypada abym jej w końcu nie przeczytał. Spodziewałem się odnaleźć w niej coś nowego, czego jeszcze nie wiedziałem ale niestety trochę się zawiodłem. Nie twierdzę, że książka jest zła, albo, że nie ma fundamentalnego znaczenia dla zrozumienia w jaki sposób pieniądz przekształcił się z tego czym był pierwotnie w tym czym jest teraz. Wręcz przeciwnie, wszystko to znajdziemy opisane w sposób lekki i przystępny. Tak się jednak składa, że po lekturze tych wszystkich książek, o których już miałem przyjemność pisać na blogu, nie znalazłem w niej nic nowego o czym bym już nie wiedział.


Jest to lektura, którą czyta się gładko i szybko. Tę nieco ponad 170 stronicową pozycję przeczytałem w trzy godziny. Napisana jest językiem przystępnym, zatem nadaje się jak najbardziej dla wszystkich, którzy chcieliby zrozumieć filozofię myślenia szkoły austriackiej. Nadaje się dla wszystkich, którzy chcieliby pojąć co z obecnym nam systemem pieniężnym jest nie tak i dlaczego tak się dzieje.

Rothbard jednoznacznie uznaje za pieniądz wyłącznie ten towarowy - przede wszystkim zaś złoto. System bankowy i banki centralne kreujące pieniądz pusty, nie posiadający pokrycia nazywa zaś bez ogródek fałszerzami. Nie sposób odmówić logiki w uznaniu za fałszywy systemu, w którym ktoś tworzy pieniądz oparty wyłącznie na prawnym przymusie, manipulując wolnym rynkiem i operując prawnym przymusem akceptacji środka płatniczego. Zwraca uwagę na ważną rzecz, pieniądz nietowarowy, który jest drukowany przez banki nie zwiększa bogactwa, prowadzi zaś jedynie do przesunięcia bogactwa od jednych do drugich, z rąk posiadających je do rąk manipulatorów wydających świeżo wydrukowane banknoty (rząd). Warto przemyśleć tę kwestię bo wielu ludzi ulega iluzji, że jest inaczej.

Wskazuje, że przez długi czas w historii prywatne monety bite w prywatnych mennicach funkcjonowały doskonale, zanim za ich bicie i psucie zabierali się władcy, poszukujący w ten sposób ukrytego źródła dochodu.
Jak czytamy w przedmowie napisanej przez Mateusza Machaja "Rothbard  obala także w książce mit 'niezależnego banku centralnego', którego celem ma być rzekomo 'walka z inflacją'". W sposób jasny wykazuje, że inflacja jest właśnie efektem tworzenia pieniędzy przez banki, a bez instytucji banku centralnego nie mogłaby zaistnieć na taką skalę, z jaką mamy do czynienia od lat siedemdziesiątych na całym świecie. Przed powstaniem banków centralnych to zjawisko było znikome. Inflacja i fałszowanie pieniądza są dla Rothbarda dokładnie tym samym. Pokazuje on czytelnie dlaczego rządom zależy na inflacji- "ponieważ inflacja jest potężnym i delikatnym sposobem na zdobycie przez rząd zasobów należących do ludzi", "inflacja nie przynosi korzyści ogółowi społeczeństwa; przyczynia się natomiast do redystrybucji bogactwa, z korzyścią dla tych którzy są na czele stawki". Zwykli ludzie są jednak zawsze "na końcu peletonu" i z inflacji odczuwają tylko negatywne skutki.

Rothbard obala też inny mit - o tym, że strony transakcji wymiany, wyceniają jej przedmiot na zasadzie równowartości. Jest przecież zgoła inaczej i kluczowe jest uświadomienie sobie faktu, że nie zawieramy transakcji kupna czegoś gdy nie mamy przekonania, że nabyty przez nas przedmiot transakcji stanowi dla nas większą wartość niż wydane nań pieniądze. Handel i rozwój nie jest zatem grą o sumie zerowej i rozbicie tego mitu pozwala zrozumieć dlaczego tak bardzo mylą się lewicowi krytycy wolnego rynku.

Pieniądz w ujęciu Rothbarda jest  towarem posiadającym swoją cenę. Wyjście od tego założenia pozwala zrozumieć lepiej jego naturę, w tym właśnie kwestię wymiany handlowej, zaufania do pieniądza itp. Pozwala też zrozumieć błędność poglądu, mówiącego o tym, że czymś złym jest tezauryzacja pieniądza. Skoro bowiem jako towar jest on w każdej chwili czyjaś własnością, to nie ma znaczenia prędkość jego obiegu i nie jest czymś złym, że ktoś ( w świecie niepewności) przechowuje pieniądze na przyszłość.

Tymczasem w systemie bankowym opartym o rezerwę cząstkową, prywatna tezauryzacja pieniądza poza tym systemem, jest faktycznie czymś złym... dla banków, bo pozbawia je paliwa pozwalającego, w sposób oszukańczy, kreować nowy kredyt w oparciu o ułamek wartości rezerw. 

Warto sobie uświadomić jakim manipulacjom musiał ulec sposób myślenia o depozycie bankowym, aby zamiast karać bankierów za udzielanie kredytów bez pokrycia w rezerwach, pochwalać ten sposób kreacji pustego pieniądza (opartego o depozyt nieprawidłowy, który w każdym innym przypadku np. defraudacji złożonego na magazyn towaru, karany byłby więzieniem).

W końcu Rothbard prognozuje, że jeżeli nie nastąpi powrót do klasycznego systemu pieniężnego (opartego według niego na złocie i systemie stuprocentowej rezerwy) to system pieniężny borykając się z problemami to systemu sztywnych kursów to systemu płynnych kursów walutowych ostatecznie upadnie. Czy prognoza ta jest faktycznie realna? Niewykluczone, że w pewnym momencie tak, ale jak i kiedy i w jaki sposób - tego nie sposób przewidzieć i tego w książce Rothbard też nie prognozuje. 

Ostatni rozdział pt. "jak odzyskać pieniądze"to niejako manifest programowy. Rothbard pisze, co jego zdaniem należy zrobić (zlikwidować bank centralny, powrócić do systemu waluty złotej). Moim zdaniem, pomija on cały skomplikowany aspekt międzynarodowy i rysuje idealistyczną utopię, która nie wiem czy ma szanse na ziszczenie się w takim kształcie jaki postuluje. jest to przy tym manifest polityczny i nie wiem czy z tego właśnie względu nie jest także utopią. Wszak demokracja jako system rządów głupców wybieranych przez ignorantów, działa w oparciu o krótkowzroczność i populizm, a to właśnie krótkowzroczność i populizm leżą u podstaw psucia pieniądza i ukrytego opodatkowania w formie inflacji.

Największa zaleta tej książki? Bezsprzecznie przejrzysty język. Wada? Trochę amerykocentryzm... Pewną jej wadą jest też to, że ma już swoje lata i pewnych najnowszych wydarzeń ze światowych rynków finansowych po prostu nie dotyka. Bardzo mocno skupia się przy tym na pierwotnej roli złota jako pieniądza, pomijając trochę wszystkie aspekty związane z tym co stało się ze światowym systemem monetarnym po odejściu od złotego standardu (rolę petrodolarów, powstanie euro, mechanizm transferu nadwyżek, o którym pisze Varoufakis). Niemniej jednak jest to lektura godna polecenia jako wstęp do zgłębiania tych problemów.


Złoto, Banki, ludzie.
Książka o historii polityki pieniężnej.
Wydawca: Fijorr publishing
Data wydania: 2004
ISBN: 83-89812-00-2
Złoto, Banki, ludzie.
Murray Rothbard "Złoto, Banki, ludzie" ("What has government done to our money?") - recenzja
Jest to lektura, którą czyta się gładko i szybko. Tę nieco ponad 170 stronicową pozycję przeczytałem w trzy godziny. Napisana jest językiem przystępnym, zatem nadaje się jak najbardziej dla wszystkich, którzy chcieliby zrozumieć filozofię myślenia szkoły austriackiej. Nadaje się dla wszystkich, którzy chcieliby pojąć co z obecnym nam systemem pieniężnym jest nie tak i dlaczego tak się dzieje.
Date published: 10/01/2018
4
-->