środa, 6 stycznia 2016

George Friedman "Następna Dekada - gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy" - recenzja książki



Interesujące jest czytanie prognoz dotyczących przyszłości już w czasie kiedy ta przyszłość się realizuje. Tak jest właśnie z książką Friedmana. Stanowi ona prognozę i przewidywania dotyczące rozwoju sytuacji geopolitycznej w dekadzie przypadającej po roku 2010. Łatwo zauważyć, że książka ta się już pięć lat przeterminowała i... tym ciekawiej się ją czyta. 

Właśnie dlatego, że książka opisuje prognozy i przewidywania dotyczące rozwoju sytuacji geopolitycznej, bardzo interesujące jest teraz czytanie i analizowanie poglądów autora w kontekście minionych pięciu lat i nadchodzących pięciu. Ile z przewidywań się udało zrealizować, a ile jeszcze nie? W jaki sposób rozwinęła się sytuacja na świecie względem przewidywań?

A do przewidywania i analizowania sytuacji geopolitycznej autor ma wszelkie referencje. George Friedman jest politologiem i przez kilkanaście lat doradzał władzom Stanów Zjednoczonych. W 1996 roku założył agencję Stratfor zajmującą się wywiadem i prognozami strategicznymi.

Książka jego autorstwa jest zatem z natury rzeczy ameryko-centryczna. Wspomniana na okładce rola Polski i jej "mocarstwowości" jest chyba tworem wyobraźni polskiego wydawcy. Polsce poświęcono w całej książce kilkanaście stron i to wyłącznie z punktu widzenia interesów Ameryki. Nie róbmy sobie nadziei na znalezienie w tej pozycji gotowych recept dla postępowania Polski. Raczej dzięki lekturze tych kilkunastu stron, w  kontekście całej książki, łatwiej nam będzie zrozumieć politykę USA względem naszego kraju.

Bo na polityce Amerykańskiej w kontekście globalnym koncentruje się autor. Można zarzucić, że jest to pozycja ameryko-centryczna, ale właśnie taka miała być - analizą następnej dekady z punktu widzenia interesów Ameryki jako mocarstwa, które nim jest (czy ktoś tego chce czy nie chce). Lektura pozwala zrozumieć czym kieruje się światowy hegemon w różnych partiach globu. Olśnieniem jest zrozumienie w jaki sposób poprzez umiejętne kreowanie i sterowanie regionalnych konfliktów utrzymuje się subtelną równowagę sił w sposób taki, aby żaden z graczy nie wyrósł na rywala mogącego zagrozić USA. Dzięki tej książce łatwiej zrozumieć tez politykę zagraniczną USA na Bliskim Wschodzie i relacje USA z Arabią Saudyjską, Izraelem, Turcją i obecnie odprężenie z Iranem. Łatwiej też zrozumieć problem konfliktu w Syrii przez pryzmat tych relacji i podziałów Szyicko Sunnickich.

A jak już się mocarstwem jest, to trzeba z punktu widzenia interesów mocarstwa patrzeć na wydarzenia na świecie i umiejętnie te wydarzenia rozgrywać na swoją korzyść. Bardzo pouczającą lekturą jest zrozumienie (i to nie w kontekście wyłącznie amerykańskiego imperializmu, ale w kontekście interesów narodowych każdego kraju) że sprawowanie władzy siłą rzeczy musi się oderwać od ideałów. Władza jest (zgodnie z tezami Machiavellego) i musi być (aby była skuteczna) cyniczna, przewrotna, bezwzględna, dwulicowa i sprytna. Ktoś kto tego nie rozumie brnie w zgubny idealizm, a wszak na arenie międzynarodowej gry liczą się tylko i wyłącznie interesy. Dla dobra własnego kraju rządzący muszą być cyniczni i dwulicowi odsuwając na bok obiektywną moralność. Tak czy inaczej osądzi ich historia, a wszak historię piszą zawsze zwycięzcy, a nie przegrani.

Książka ta mi się podobała, ale znalazłem także kilka jej wad. Przede wszystkim autor zapomina się i czasem spogląda na rzeczywistość wyłącznie militarystycznie. Uwarunkowania geopolityczne w kontekście militarnym są ważne, ale skoro wojna jest przedłużeniem polityki to tak jest i z ekspansją i sterowaniem gospodarczym. Dla mnie na ten aspekt rozważań poświęcono zdecydowanie za mało miejsca. Po drugie autor zanadto przechodzi do porządku dziennego nad aspektami finansowymi i związanymi z kryzysem gospodarczym. Dla mnie, szczególnie po lekturze Wojen Walutowych Rickardsa, aspekt wojny gospodarczej w poszczególnych regionalnych starciach ma istotne znaczenie. Mam wrażenie, że Friedman był wśród tych analityków, którzy podczas symulacji wojny walutowej o której pisał Rickards, byli zakorzenieni w starym sposobie myślenia o światowej dominacji i konfliktach. 

Brakowało mi analizy wpływu aspektów rynku finansowego na geopolitykę. Nie wierzę, że takiego wpływu nie ma. Autor zatem świadomie go pominął lub nie docenił. 

Inną wadą jest w mojej opinii ignorancja autora w kwestii zagrożeń, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć w skutek wyczerpywania się kopalnych źródeł energii i globalnego ocieplenia. Nie wiem czy jest to intencjonalne przejście nad tematem do porządku dziennego (brak wpływu na geopolitykę w horyzoncie dekady?) czy też wyraz braku zrozumienia autora dla tych problemów. Fakt faktem temat został potraktowany bardzo naiwnie i pobieżnie.

Podsumowując - pozycja warta przeczytania, pomimo istotnych braków pozwala zrozumieć to co dzieje się na świecie (porozumienie z Iranem, rozgrywka z Rosją, gra na Morzu Południowochińskim) w kontekście interesów USA. Może także pomóc w zrozumieniu w jaki sposób prowadzi się światową politykę i gdzie należy zamknąć utopijnych idealistów zanim zrobią sobie i innym krzywdę.

Na koniec kilka cytatów:

"Narody stają się tym, czym są pod przymusem historii, a historia ma niewiele względów dla ideologii czy preferencji."

"Rzadko planuje się zbudowanie imperium. Imperia stworzone według planu, na przykład Napoleona czy Hitlera, miały krótki żywot.Imperia powstające w naturalny sposób rosną powoli, a ich pozycja zostaje zauważona dopiero wtedy, kiedy staje się przytłaczająca."

"Imperia, ta niezamierzona konsekwencja siły kumulowanej dla realizacji celów zupełnie odmiennych niż marzenia mocarstwowe, bardzo długo nie rozpoznają swojego rzeczywistego charakteru. Uświadomiwszy sobie w końcu własną potęgę, używają jej do zamierzonej ekspansji, wzbogacając realia imperium o  ideologię"

Wydawnictwo Literackie
Przekład: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Oryginalny tytuł: The Next Decade. Where we've been... and where we're going
Data premiery: wrzesień 2012
Format: 145x205 mm
Oprawa: twarda
Liczba stron: 308
ISBN: 978-83-08-04873-3

3 komentarze :

Marcin Wagielczyk pisze...

Dzięki za polecenie super książki. Takie pozycje zawsze dobrze się czyta bo można właśnie porównywać - co już się spełniło, co nie, a co jeszcze może się wydarzyć. A odnośnie tego że budowę potęgi rzadko się planuje, wcale się nie zgodzę, bo jeśli by sie tego nie planowało to nie powstały by Stany Zjednoczone. A przecież z założenia połączyły się one w jedno państwo by im było łatwiej.

Przegląd Finansowy pisze...

No właśnie autor argumentuje, że ta potęga nie powstała w wyniku zamierzenia i opracowanego planu tylko stopniowo rodziła się w niejako odpowiedzi na to jak zmieniał się otaczający świat. Zauważmy, ze w XIX wieku USA były istotnie wycofane ze światowej polityki (doktryna Monroe), ale też nie posiadały także armii zdolnej na interwencję poza własnym terytorium, dopiero po wojnie z Hiszpanią pod koniec XIX wieku wyszły na oceany. W porównaniu z Hiszpanią, Francją, Wielką Brytanią czy Niemcami USA były w XIX wieku słabym państwem, rzadko zaludnionym i nie mającym potencjału przemysłowego jaki był w Europie. San aktualny jest wynikiem wielu czynników, które łącznie doprowadziły do dominacji USA. Przykładowo nie byłoby jej bez rozwoju kompleksu przemysłowego w czasie obu wojen światowych (podczas gdy w Europie fabryki legły w gruzach ) czy bez odejścia od złota przez Nixona w latach 70. Ale to nie było sterowane, Waszyngton nie miał tego chyba w założeniach.

Ewelina pisze...

Przeglądam Twojego bloga i przypomniało mi się, że mam gdzieś na regale tę książkę, tylko w oryginalnej wersji. Niestety kupując ją nie miałam czasu jej przeczytać i w końcu o niej zapomniałam. Zaraz ją poszukam i zobaczę, czy moje wrażenia też takie będą :)

Prześlij komentarz

Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.

-->